Premier: nie ma groźby rozpadu koalicji

Premier: nie ma groźby rozpadu koalicji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Premier Jarosław Kaczyński powiedział w "Sygnałach Dnia" Polskiego Radia, że obecnie nie ma groźby rozpadu koalicji, jest natomiast "sprawa odpowiedzialności pewnych osób za nadużycia w sferze obyczajowej".
"W tej chwili toczy się śledztwo i trzeba się zdać na to śledztwo" - podkreślił premier.

Jego zdaniem, odpowiedzialność posła Stanisława Łyżwińskiego z Samoobrony "w dalszym ciągu nie jest wyjaśniona i to, że nie jest on ojcem dziecka pani Krawczyk, o niczym nie rozstrzyga, bo są inni świadkowie (w tej sprawie)".

"Nie sądzę, że sprawa pana Łyżwińskiego i odpowiedzialności, którą poniesie, to sprawa przyszłości koalicji" - stwierdził J. Kaczyński. "O ile mi wiadomo, nie ma poważnych zarzutów wobec pana Leppera, a to mogłaby być kwestia poważniejsza" - dodał.

Według premiera, śledztwo w sprawie Anety Krawczyk postępuje bardzo szybko i jest prowadzone bardzo intensywnie, o czym świadczy choćby to, że została ona przesłuchana w prokuraturze w tym samym dniu, kiedy ukazała się publikacja.

Sprawę tzw. seksafery ujawniła w ubiegły poniedziałek "GW". Aneta Krawczyk, b. radna Samoobrony w łódzkim sejmiku i b. dyrektorka biura poselskiego Łyżwińskiego stwierdziła, że pracę w partii miała dostać w zamian za usługi seksualne świadczone Łyżwińskiemu i Lepperowi. Krawczyk utrzymywała, że Łyżwiński jest ojcem jej 3,5- letniej córki. Poseł temu zaprzeczał. W sobotę Prokuratura Okręgowa w Łodzi poinformowała, że badania DNA wykazały, że Łyżwiński nie jest ojcem dziecka Anety Krawczyk.

J. Kaczyński, odnosząc się do tej sprawy przyznał, że "jest to problem o charakterze nie politycznym, ale społecznym". "Nie ma się co oszukiwać, jest w Polsce problem molestowania kobiet" - mówił premier. "Niezależnie od tego, jak było w tym przypadku, taki problem istnieje" - zaznaczył.

Zdaniem szefa rządu, "ten wstrząs (spowodowany seksaferą - PAP) powinien doprowadzić do tego, że prokuratorzy i sądy będą poważniej traktować skargi kobiet, bo dotychczas bywało z tym bardzo różnie". Oponentom z lewicy przypomniał, że za czasów komunistycznych "cenzura zdejmowała nawet publikacje prasowe na ten temat (skandali obyczajowych - PAP)".

Pytany o propozycję PO - warunkowego poparcia budżetu w zamian za odwołanie wicepremierów Leppera i Giertycha i wcześniejsze wybory wiosną - premier stwierdził, że "nie zauważa (w stanowisku Platformy - PAP) takiej zmiany, która by uzasadniała nadzieję, że będziemy mieli do czynienia z nowym, zasadniczym otwarciem". Z tego powodu rozważanie przyjęcia tej oferty jest "abstrakcyjne" i "jeśli nie pojawią się jakieś nowe, bulwersujące fakty, to istniejącej koalicji nic nie grozi".

Szef rządu zadeklarował, że jest zwolennikiem zmiany istniejącego prawa prasowego, które nazwał "anachronicznym". "Chciałbym dużo większej obrony człowieka pomawianego, w szczególności pomawianego przez lata. Sam doświadczyłem i doświadczam tego rodzaju pomówień. Aby wytaczać proces po każdym artykule i prowadzić go, musiałbym być milionerem; inaczej nie miałbym szans na zapłacenie adwokata" - mówił premier.

J. Kaczyński uważa, że ludzie, którzy dopuszczają się pomówień "muszą płacić bardzo wysokie kary". "Prawo musi zostać doprowadzone do poziomu obowiązującego w krajach cywilizowanych - tam można za takie rzeczy zapłacić wielomilionowe sumy. Podobnie powinno być w Polsce" - zaznaczył premier.

pap, ss