Wojciech Smarzowski otrzymał podczas Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni nagrodę publiczności za film „Kler”. Kiedy reżyser wchodził na scenę, rozległy się brawa. – Nie ma co tyle klaskać, bo jeszcze ktoś policzy – powiedział Smarzowski. Reżyser nawiązał do sprawy Złotego Klakiera, czyli nagrody przyznawanej od lat przez Radio Gdańsk na podstawie długości trwania oklasków. W tym roku jednak prezes rozgłośni Dariusz Wasilewski poinformował, że nagroda nie będzie przyznana, ponieważ mamy do czynienia z sytuacją, uniemożliwiająca obiektywną ocenę prawidłowości przeprowadzonych pomiarów długości po poszczególnych pokazach filmów prezentowanych podczas Festiwalu w Gdyni.
Kiedy chwilę później ponownie pojawił się na scenie, po tym jak otrzymał nagrodę specjalną festiwalu powiedział, że „w swojej pysze myślał, że tym razem nagrodę wręczy mu prezes TVP”. Jak poinformowała „Gazeta Wyborcza”, wypowiedzi reżysera nie zobaczyli jednak widzowie TVP Kultura. Na antenie Telewizji Publicznej relacja z gali byłą nadawana z kilkudziesięciominutowym opóźnieniem i wypowiedź Smarzowskiego została po protu wycięta. Dziennikarze próbowali się dowiedzieć, dlaczego doszło do takiej sytuacji, jednak TVP na razie nie skomentowała całej sprawy.
Do kogo trafiły Złote Lwy?
O główną nagrodę Festiwalu Filmowego w Gdyni rywalizowało w tym roku wiele dobrych filmów. W Konkursie Głównym pokazano m.in. „Kamerdynera” Filipa Bajona, „Zimną wojnę” Pawła Pawlikowskiego, „Kler” Wojtka Smarzowskiego czy „Twarz” Małgorzaty Szumowskiej. Jury miało trudy orzech do zgryzienia, jednak finalnie Złote Lwy powędrowały do Pawła Pawlikowskiego. Jego film „Zimna wojna” został już doceniony na festiwalu w Cannes, ma również szanse na nominację do Oscara. Zdobywca głównej nagrody oprócz statuetki otrzymał 100 tysięcy złotych do podziału – 60 tysięcy dla reżysera i 40 tysięcy dla producenta.
Czytaj też:
Nagrody filmowe na Festiwalu w Gdyni rozdane. „Niech żyje wolność w polskim kinie”