„Marlena Durst żyje w cieniu męża. Kontroluje każdy jej ruch i podejmuje za nią decyzje – co ma na siebie włożyć, co zjeść, z kim się przyjaźnić. Jeżeli żona okaże się nieposłuszna, poniesie konsekwencje. To on trzyma całą władzę. Z zewnątrz wydaje się, że Marlenie nic lepszego w życiu nie mogło się trafić. Nikt się jednak nie zastanawia, czy po ślubie z idealnym mężczyzną jest szczęśliwa i spełniona. Marlena oddała wolność i bezpieczeństwo w zamian za złotą klatkę i życie w cieniu psychopatycznego męża. Jedyną ucieczką może okazać się śmierć. Tak jak w przypadku jego pierwszej żony. I drugiej. Chyba że role się odwrócą” – czytamy w opisie wydawnictwa Filia, które na początku września wydało „Trzecią żonę” Ann Aguirre. I chociaż od premiery książki minął już miesiąc, to powieść świetnie sprawdzi się jako sposób na spędzenie jesiennych wieczorów. „Niektórych po prostu trzeba zabić. I może się do nich zaliczam” – brzmi hasło z okładki powieści, które wskazuje na kryminalny charakter powieści.
Bywa wulgarnie
Historia prowadzona jest z punktu widzenia głównej bohaterki, która dzieli się swoimi spostrzeżeniami i analizami. Tym samym czytelnik otrzymuje subiektywną, skoncentrowaną na postaci Marleny Durst opowieść, w której nie pozostaje wiele miejsca na sympatię do innych bohaterów. Równie wyraziście co narratorkę nakreślono postać jej demonicznego męża. Dominujący i skoncentrowany na sobie mężczyzna jest postacią dokładnie skonstruowaną, a Aguirre przygląda się jego przeszłości, motywacjom i ciemnym stronom charakteru. A tych nie brakuje.
Najciekawsza jest jednak tytułowa trzecia żona, której motywacje w pewnym momencie zaskakują. Akcja powieści wprawdzie długo się rozkręca, ale po zrozumieniu intencji Marleny Durst odbiór jej decyzji staje się bardziej zrozumiały. I chociaż zastosowanie narracji w pierwszej osobie niejako wskazuje już na zakończenie powieści, to jej końcówka mimo wszystko trzyma w napięciu.
Pomaga w tym lekki styl Aguirre i dobra praca wykonana przez tłumaczkę, która oddała zamiary autorki. Na kartach powieści nie brakuje wulgarnych głów takich jak „rżnąć” czy „rozjebać”, które zostały jednak osadzone w konkretnym kontekście i bronią się charakterem głównej bohaterki oraz używanym przez nią językiem. Dzięki temu powieść będąca niejako hołdem dla kobiet krzywdzonych przez mężczyzn staje się przyjemna w odbiorze, a co najważniejsze, wciągająca.