Zdrada w stylu rumuńskim

Zdrada w stylu rumuńskim

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gdy Amerykanie robią film o zdradzie, w powietrzu latają naczynia, jest intryga, wyjątkowa bezczelność, wielka namiętność, dyskusja o wielkich wartościach, koleżanka która wie, kolega który doradza, pojedynek na pałasze, walki w kisielu, płomienne przemówienie na otwarciu Super Bowl. Jednym słowem – monumentalny brak autentyzmu. Gdy film o zdradzie robią Europejczycy... o to już zupełnie co innego.
Film „Wtorek po świętach" rumuńskiego reżysera Radu Munteana to film o zdradzie ze wszystkimi jej konsekwencjami. Ktoś by powiedział, że trudno o bardziej banalny temat. To prawda, ale rumuński film, nakręcony za niewielkie pieniądze, ale za to przy wielkim zaangażowaniu aktorów i reżysera, wychodzi poza zbanalizowany przez seriale problem zdrady. 

Film opowiada historię przeciętnego czterdziestolatka, który znalazł szczęście w objęciach dużo młodszej od siebie kobiety. Paul Hanganu (grany przez naprawdę dobrego w tej roli Mimi Branescu) jest głową porządnej rodziny z klasy średniej. Ma ładne mieszkanie, ciepłą, kochającą żonę, urocze, zdolne dziecko, troskliwych i pomocnych rodziców. I nagle poznaje Ralucę (Maria Popistasu), która sprawia, że jego życie zaczyna się komplikować. Romans trwa w najlepsze, a Paul musi dwoić się i troić, by sprostać podwójnej roli – głowy rodziny i kochanka. Jego żona Adriana (rewelacyjna Mirela Oprisor) niczego nie podejrzewa. Sielanka mogłaby trwać długo, ale...

W tym momencie powinienem napisać, że prawda przypadkowo wyszła na jaw. Tak się jednak nie stało. Adriana dowiaduję się o romansie męża w zupełnie nieoczekiwany w sztuce filmowej sposób. A dyskusja małżonków, będąca najlepszą sceną w filmie, trzyma za gardło i wywołuje zarazem śmiech i łzy. Jak to w życiu.

Reżyser Radu Muntean dołożył wszelkich starań, aby z banalnego tematu uczynić historię trzymającą w napięciu. I to mu się udało – napięcie przepełnia cały film, a w serca widzów z każdą kolejną obejrzaną minutą wkrada się niepokój. Wgniatająca w fotel okazała się scena, w której rodzina Hanganu prowadzi swoją córkę do ortodonty, a gabinecie okazuje się, że ortodontka i kochanka Paula to ta sama osoba.

W filmie „Wtorek po świętach" nie ma górnolotnych scen – może dlatego obraz jest tak bardzo prawdziwy. Nie znajdziemy w nim oceny: raczej udokumentowany dramat rodziny i trudne konsekwencje podejmowanych decyzji. To film dla osób przekonanych, że zdrada jest zawsze czymś okrutnym i jednostronnym. Być może po obejrzeniu „Wtorku po świętach” zmienią zdanie na ten temat.