Czarny koń festiwalu

Czarny koń festiwalu

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Killer Joe" Williama Friedkina, reżysera "Francuskiego łącznika" i "Egzorcysty", to pokręcona czarna komedia, która może okazać się czarnym koniem 68 Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji.
"Killer Joe", do którego scenariusz - na podstawie własnej sztuki - napisał Tracy Letts, to z jednej strony rozrywka na najwyższym poziomie, z drugiej – dramat eksplorujący ciemną stronę ludzkiej duszy. William Friedkin nie podejmuje tak wymyślnego tematu, jak Grek Yorgos Lanthimos w "Alpach", opowiadających o ludziach, którzy za pieniądze odgrywają zmarłe osoby przed ich bliskimi. Nie kręci długich ujęć i scen pozbawionych dialogu, jak Chińczyk Cai Shangjun w obrazie "People Mountain People Sea", o mężczyźnie ścigającym zabójcę brata. Wreszcie nie buduje powoli akcji, jak Brytyjka Andrea Arnold w nowej adaptacji "Wichrowych wzgórz". Amerykański reżyser ma znacznie więcej treści do przekazania niż wymienieni wyżej twórcy razem wzięci.

O czym jest "Killer Joe"? Trudno jednoznacznie stwierdzić. Ilu widzów, tyle interpretacji. Reżyser oświadczył przewrotnie, że nie ma pojęcia. Po czym dodał, że "Killer Joe" to pokręcona love story o księżniczce, która szuka w życiu księcia, a kiedy go znajduje – książę okazuje się być płatnym mordercą. Dla mnie jest to film o ludzkiej głupocie i pazerności, na których stara się zarobić tytułowy Joe (życiowa rola Mathew McConaughey’a), detektyw posterunku w zachodnim Dallas i jednocześnie płatny morderca. Do mokrej roboty wynajmują go niegrzeszący inteligencją Chris (Emile Hirsch) i jego ojciec Hansel (Thomas Haden Church). Celem jest matka Chrisa, która ukradła synowi narkotyki. Joe ma otrzymać zapłatę z części ubezpieczenia na życie, którego beneficjentem jest siostra Chrisa – Dottie (Juno Temple) - wspomniana księżniczka. Reszta kwoty ma zostać rozdzielona pomiędzy Hansela, Chrisa, jego macochę i Dottie, której brak piątej klepki. To ona jednak okaże się na końcu najbardziej rozgarnięta ze wszystkich.

"Killer Joe" aż kipi od czarnego humoru najwyższej próby. Jest niejednoznaczny, jak jego bohaterowie. To zresztą główna zaleta filmu Friedkina, który klimatem przypomina wczesną twórczość Quentina Tarantino. Być może jak "Pulp Fiction" w 1994 roku w Cannes, "Killer Joe" w Wenecji zaskoczy wszystkich i sięgnie po główną nagrodę. Będę mu gorąco kibicował.