WILSON I... INNI

Dodano:   /  Zmieniono: 
Trudno nazwać Warszawę stolicą międzynarodowego teatru, jednak na plakatach spektakli coraz częściej mile nas zaskakują zagraniczne nazwiska. Czy to początek większej fali? Swego czasu wielkie poruszenie wywołała informacja o realizacji w Teatrze Dramatycznym "Kobiety z morza" Henryka Ibsena w opracowaniu Susan Sontag. Robert Wilson, autor tej inscenizacji, jest z pewnością jednym z najważniejszych twórców światowego teatru. Jego nazwisko przez długie lata było synonimem awangardy i eksperymentu teatralnego. Warszawski spektakl był kolejną realizacją przedstawienia, które Wilson według tego samego scenariusza wystawił już m.in. we Włoszech (wersje różniły się głównie obsadą). Może dlatego spektakl został raczej chłodno przyjęty przez publiczność. Eksperyment Wilsona stracił już niestety pierwotną siłę wyrazu. A jednak dzięki temu przedstawieniu mogliśmy mieć kontakt z zupełnie odmienną, w kontekście polskich doświadczeń artystycznych, estetyką. Teatr, któremu obca jest psychologia, utkany ze światła i wyobraźni malarskiej, okazał się dla polskiej publiczności zjawiskiem zupełnie wyjątkowym. Dlatego warto było doprowadzić do realizacji, mimo że było to trochę jak odgrzewanie dawno przyrządzonej potrawy. Po inscenizacji "Kobiety z morza" w repertuarach warszawskich pojawiły się zapowiedzi kolejnych spektakli wyreżyserowanych przez twórców z zagranicy. Niedawno media zelektryzowała wiadomość o premierze "Króla Leara" z Danielem Olbrychskim w roli tytułowej, w reżyserii Andrieja Konczałowskiego, wybitnego twórcy filmowego, autora m.in. Kochanków Marii czy Uciekającego pociągu. Nie sposób jeszcze zrecenzować spektaklu "Sługa dwóch panów" Carla Goldoniego, który przygotował w Teatrze Studio litewski reżyser Rimas Tuminas. Jego nazwisko, mimo że nieznane szerszej publiczności, cieszy się uznaniem wśród krytyków teatralnych. Pracował już zresztą w Polsce, wystawiając "Romea i Julię" we wrocławskim Teatrze Współczesnym. Dotychczasowe dokonania Konczałowskiego i Tuminasa pozwalają jednak liczyć, że wciąż mają coś ciekawego do powiedzenia. Czy tych kilka realizacji wybitnych twórców to zapowiedź teatralnego boomu w wykonaniu zagranicznych reżyserów? Nie wyciągajmy zbyt pochopnych wniosków, ale życzmy sobie by było ich coraz więcej. Oczywiście często na przeszkodzie stoją kwestie finansowe. A szkoda, bo wzajemna inspiracja i wymiana doświadczeń to coś, na czym widzowie mogą tylko skorzystać. | MS