Bartłomiej Misiewicz dopiero przed kilkoma dniami powrócił do roli rzecznika Ministerstwa Obrony Narodowej, a już zaliczył poważną wpadkę. Dziennikarze obecni na specjalnych wykładach finansowanych przez MON pytali Misiewicza o powód zaproszenia na wydarzenie dermatologa Edwarda Schwartza, prywatnie ojca Edmunda Jannigera, byłego doradcy Antoniego Macierewicza, o którym swego czasu było głośno w mediach. Dziennikarz TVN zasugerował, że Schwartz mógł zostać zaproszony głównie przez wzgląd na znajomość z ministrem Macierewiczem.
– To nie ma żadnego związku. Jest światowej sławy naukowcem, jest laureatem nagrody Nobla i światowej klasy dermatologiem – odparował rzecznik ministerstwa obrony Bartłomiej Misiewicz. Media szybko zweryfikowały twierdzenia kontrowersyjnego rzecznika. Okazało się, że profesor Schwartz nigdy nie otrzymał prestiżowej nagrody imienia Alfreda Nobla. Czy Misiewicz od początku o tym wiedział, czy może uległ wrogiej deziformacji? Pytania w tej sprawie należałoby skierować znów do samego Misiewicza, ponieważ to właśnie on w MON odpowiada za tropienie i demaskowanie fałszywych informacji. Tym razem na szczęście wyręczyli go dziennikarze.