Przed rokiem ofiarą szczurów padła drużyna Sparty ze Sarpsborga - po meczu ligowym szczury zwabione resztkami jedzenia pozostawionymi przez hokeistów, zjadły przez noc (jak opisali pracownicy hali sportowej) "wszystko co było do zjedzenia".
Właściciele hal sportowych w całym kraju wynajmują firmy deratyzacyjne, które już w październiku oceniły, że całą Norwegię ogarnęła plaga niespotykanej ilości szczurów. - Jesienią szczury starają się zapewnić pożywienie na zimę, wychodzą z ukrycia i żerują w skupiskach ludzkich. Obliczyliśmy, że na jednego mieszkańca Norwegii przypadają trzy osobniki - wyjaśnił Stig Erik Haarberg prowadzący firmę deratyzacyjną z Trondheim. Mężczyzna dodał, że w jego mieście, liczącym 160 tysięcy mieszkańców, żyje grubo ponad pół miliona szczurów". - Podobne relacje notowane są w pozostałych miastach kraju - stwierdził. - To są duże okazy. Maję zwykle 30 centymetrów długości i ważą 250-500 gramów, lecz spotykamy sztuki ważące prawie kilogram. Nie boją się ludzi, są wszystkożerne i dobrze się czują nawet w klimacie arktycznym - zaznaczył Haaberg.
Obsługa hali w Fredrikstad potwierdziła, że szczury przebywają nawet w ścianach hali i są słyszalne przez publiczność w czasie meczów, a także często widziane. - Wiele martwych okazów znajdujemy w maszynach konserwujących lód - przyznał Loevdal.
PAP, arb