Unijny program Copernicus pozwolił uczonym ustalić, że średnia temperatura na ziemi w styczniu wyniosła 13,23 stopnia Celsjusza i była aż o 0,79 stopnia wyższa niż w latach 1991-2020. Rekord z ubiegłego roku pobity został o prawie 0,1 stopień.
Najcieplejszy styczeń w historii
Naukowcy zwrócili też uwagę na dłuższy i bardziej niepokojący trend. Styczeń był 18 z ostatnich 19 miesięcy, w których odchylenia temperatury przekroczyły o 1,5 stopnia Celsjusza próg, który przyjęto w porozumieniu paryskim z 2015 roku. Tym razem anomalia wyniosła 1,75 stopnia.
Wyjątkowo duże „bąble ciepła” odnotowano na półkuli północnej. Czerwone plamy na mapie świata widziano w Kanadzie, wschodniej Europie i północnych rejonach Azji. Lokalnie było tam aż o 5-7 stopni ciepłej niż zwykle.
Badacze zostali zaskoczeni, ponieważ nie przewidywali rekordowych pomiarów w styczniu. W tym roku brano bowiem pod uwagę brak zjawiska El Nino, które potrafi podbijać globalnie temperaturę na Ziemi. El Nino to utrzymujące się bardzo ciepłe wody w strefie równikowej na Pacyfiku.
Naukowcy zaniepokojeni rekordem bez udziału El Nino
Obecnie wody Pacyfiku w pobliżu równika są wręcz chłodniejsze niż zwykle. Może to oznaczać fazę przeciwną do El Nino, czyli La Nina. Naukowcy nie kryją więc, że przeraża ich rekordowy styczeń, mimo braku jednego z poważniejszych czynników, mogących wpływać na ten wynik.
– Fakt, że wciąż widzimy rekordowe temperatury poza oddziaływaniem El Nino, jest zaskakujący – komentowała Samantha Burgess z Europejskiego Centrum Prognoz Średnioterminowych. Zwracała uwagę, że efekt chłodzący La Nina jest za słaby, żeby zatrzymać wzrost temperatury, powiązany ze zmianami klimaty.
Czytaj też:
Trump wycofuje USA z WHO. To nie koniec kontrowersyjnych decyzjiCzytaj też:
Niemcy zmieniają plany. Wszystko przez zmianę pogody i kryzys