Rosjanie wściekle atakują ukraińskie miasto Sumy, ale kolejna rzeka krwi przelanej na froncie nie zmyje potężnej wizerunkowej plamy, jaką był udany ukraiński atak na lotniska w głębi imperium Putina. Dla zachodu Sumy to nic nie znaczący punkt na egzotycznej mapie dzikiego wschodu. Za to bombowce strategiczne Rosji, obrócone w kupę płonących zgliszczy to dobrze znany w świecie symbol imperialnych ambicji Moskwy.
Wieść o tym, jak łatwo, tanio i skutecznie można zniszczyć tak ważny element arsenału mocarstwa atomowego, wywróciła do góry nogami obowiązujące od dziesięcioleci plany atomowego odstraszania na całym świecie. Najlepiej widać to było po minach Rosjan, wysłanych do Stambułu na pozorowane rozmowy pokojowe z Ukraińcami.
Delegaci Moskwy miny mieli nietęgie. Ulotniła się gdzieś ich pewność siebie i dobry nastrój z pierwszego spotkania w Stambule kilka tygodni temu.
Jedynie w powtarzanych z uporem maniaka żądaniach kapitulacji Ukrainy i bezczelnością, z jaką komentowali oni domaganie się wypuszczenia porwanych z terenów okupowanych ukraińskich dzieci pobrzmiewała typowa moskiewska buta.
„Nie urządzajcie pokazu dla starych, bezdzietnych kobiet w Europie” – oświadczył przewodniczący rosyjskiej delegacji, Władimir Miedinski, dodając, że z przedłożonej przez delegację ukraińską listy setek uprowadzonych do Rosji dzieci Moskwa może oddać co najwyżej... dziesięć z nich.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.