A u mnie lekarze dobrzez zarabiają

A u mnie lekarze dobrzez zarabiają

Dodano:   /  Zmieniono: 
Moi lekarze nie mają powodu do strajku - mówi prof. Kazimierz Ciechanowski, kierownik kliniki nefrologii na Pomorzanach w Szczecinie. Młodzi na kontrakcie zaczynają od 5,5 tys. zł brutto.
Jak mówi profesor, mógłby co najwyżej założyć plakietkę z hasłem "Balcerowicz musi wrócić", bo ochrona zdrowia potrzebuje swego Balcerowicza. Nie wierzy jednak, by rząd przeprowadził reformę służby zdrowia, bo - jego zdaniem - nie ma koncepcji i nie chce robić ruchów niepopularnych społecznie. Rząd lubi populizm, co widać po CBA. "Wyobrażałem sobie, że ono zbada gigantyczne długi w służbie zdrowia, a tymczasem straszy pojedynczych lekarzy" - mówi.

Jak twierdzi dyrekcja szpitala, lekarze pracują tyle, ile trzeba, zwykle osiem godzin. Napracują się, ale zarobią i nie muszą pędzić do drugiej pracy.

Szpital kliniczny na Pomorzanach (roczny budżet ok. 100 mln zł) ostatni rok zamknął z zyskiem. Finansuje go NFZ i Ministerstwo Zdrowia (transplantologię, kardiochirurgię). Zdarza mu się leczyć pacjentów ponadlimitowych (za których NFZ nie płaci). - W drugiej połowie roku staraliśmy się przyjmować tylko pacjentów, którzy nie mogli czekać, żeby się nie zadłużać - wyjaśnia wicedyrektor szpitala prof. Florian Czerwiński.

Szpital ma kliniki lokomotywy (kardiologia, okulistyka) z dobrze wycenionymi przez NFZ procedurami i słabo finansowane - np. chirurgię czy dermatologię. Prof. Czerwiński twierdzi, że szefowie klinik zarabiających i cieszących się popularnością pacjentów mają pensje wyższe niż dyrekcja szpitala.

Jak to się dzieje, że szpital tak dobrze funkcjonuje, a inne toną w długach?

- Liczymy każdy grosz - wyjaśnia szef szpitala. - Od 1996 r. wszyscy kierownicy klinik mają podsumowanie roczne: ilu chorych leczyli, jak wykorzystano łóżka, ile poszło na płace, na leki, badania, remonty, ogrzewanie. W 1999 r., gdy weszły kasy chorych, my już potrafiliśmy szacować koszty. Zreformowaliśmy się sami - mówi szef szpitala. Przyznaje jednak, że NFZ wielu procedur nie oszacował należycie i na nich szpital traci.

"Ograniczyliśmy badania bez sensu. Lekarz musi najpierw dobrze zdiagnozować pacjenta, potem zleca badania. Skróciliśmy długość pobytu chorego. Jest krócej, ale intensywniej badany i idzie do domu z ustawionym leczeniem - zdradza prof. Ciechanowski receptę na finansowy sukces.