Lekarze boją się przeszczepów

Lekarze boją się przeszczepów

Dodano:   /  Zmieniono: 
W szpitalach brakuje lekarzy, którzy mogliby decydować o pobraniu narządów do przeszczepu. Studia kształcące odpowiednich specjalistów świecą pustkami. Medycy boją się odpowiedzialności - twierdzi gazeta "Metro".

Polska transplantologia jest w zapaści. "Do początku 2007 r. udawało nam się pomóc połowie oczekujących na przeszczep. Teraz przeszczepiamy narządy tylko co czwartemu choremu" - alarmuje Krzysztof Pijarowski, prezes stowarzyszenia Życie po Przeszczepie.

Pomóc mogłoby wprowadzenie do szpitali koordynatorów, czyli lekarzy i pielęgniarek specjalnie przeszkolonych do przeprowadzenia całej procedury pobierania narządów od zmarłych. Rozpoznają oni śmierć mózgową chorego i oceniają, czy możliwe jest pobranie narządów. "We Włoszech właśnie dzięki pracy koordynatorów liczba przeszczepów podwoiła się zaledwie w ciągu dwóch lat" - mówi prof. Wojciech Rowiński, krajowy konsultant ds. transplantologii.

Taki model funkcjonuje w Hiszpanii, gdzie dokonuje się najwięcej przeszczepów w Europie - 3,7 tys. rocznie.

Ministerstwo Zdrowia od ubiegłego roku organizuje i finansuje (3,4 tys. zł za osobę) specjalne studia podyplomowe przygotowujące lekarzy do tej roli. Niestety, choć ukończyło je ok. 100 osób, to zaledwie kilkanaście z nich pełni w szpitalach funkcję koordynatorów, a tacy specjaliści powinni być w każdej ze 180 polskich lecznic zdolnych do pobierania narządów.

Dyrektorzy szpitali niechętnie wysyłają swych pracowników na szkolenia. "Musimy jeździć po Polsce, prosić i namawiać szpitale" -  opowiada Krzysztof Pijarowski. Dlaczego? "Dyrektorom trudno znaleźć te 500-600 zł miesięcznego dodatku do pensji dla koordynatora" - ocenia prof. Piotr Kaliciński, przewodniczący Krajowej Rady Transplantacyjnej. Ale finanse to nie jedyny powód. Trudności z pozyskaniem koordynatorów wynikają też stąd, że lekarze boją się orzekać o możliwości pobrania organu od osoby, u której stwierdzono śmierć mózgową - czytamy w gazecie "Metro".