Irakijki biorą sprawy w swoje ręce

Irakijki biorą sprawy w swoje ręce

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nadchodzące wybory mogą stać się dla irackich kobiet obietnicą zmiany, ale też w pełni uświadomić im  ich trudną sytuację w kulturze zdominowanej przez mężczyzn – pisze "New York Times".
Iracka konstytucja przyznaje kobietom minimum 25 proc. mandatów w parlamencie. Eksperci twierdzą, że wybrane w 2005 roku parlamentarzystki nie wywarły znaczącego wpływu na politykę. Mimo to kilkanaście kobiet spoza parlamentu założyło ostatnio partię, w której programie zapisana jest walka o prawa kobiet i stworzenie miejsc pracy dla wdów. Irackim kobietom żyje się trudno, bo  to właśnie wśród nich panuje wyższa stopa bezrobocia.

Polityczne aktywistki, które często spotykają się z atakami i pogróżkami, same zamierzają walczyć o kilka resortów w nowym rządzie, bo – jak mówi - Safia Taleb al-Souhail, parlamentarzystka - w poprzednich wyborach Amerykanie nie dotrzymali obietnicy udzielenia poparcia kandydatkom.
Wierzą – jak Jenan Mubark, założycielka partii - że ten projekt to pierwszy krok do zmian na lepsze  w Iraku.

Nie wszystkie kobiety są jednak gotowe do walki o swoje prawa. Działalność polityczna pociąga za sobą spotkania z wieloma mężczyznami, co w opinii wielu Irakijczyków rujnuje reputację kobiet. Ponadto w strukturze partii najwyższe pozycje nadal przysługują mężczyznom. „Nie chcemy kłamać, że mamy tu prawdziwą demokrację", mówi Shatha al Musawi, posłanka niezrzeszona.
Musawi docenia polityczne zaangażowanie kobiet, ale nie sądzi, aby typowa kobieca partia była właściwym środkiem do poprawy ich sytuacji.

Kobiety, które 7 marca wystartują do walki o miejsce w parlamencie, szukają poparcia ze strony różnych organizacji. Nie zrażają się powątpiewaniem niektórych ekspertów w szanse ich powodzenia. „To mężczyźni byli dotychczas odpowiedzialni za przemoc i korupcję - mówi Safia Taleb al-Souhail. - Wobec tego społeczeństwo powinno być teraz bardziej skłonne do zaakceptowania kobiet u władzy". 
MB