Co bierze Kadafi?

Co bierze Kadafi?

Dodano:   /  Zmieniono: 
- Czy słyszeliście dziwaczną mowę Kadafiego? Co on bierze? - pytał internautów znany amerykański dziennikarz Anderson Cooper na swoim Twitterze. To nie pierwszy raz gdy Muamar Kadafi wywołuje podobne spekulacje. David Ignatius miał takie same podejrzenia na początku lat osiemdziesiątych, kiedy prawie udało mu się przeprowadzić wywiad z libijskim przywódcą. Jak wspomina na swoim blogu Kadafi zatrzymał się metr przed nim i wpatrywał się w dziennikarza „wypukłymi, nabiegłymi krwią oczami”. Następnie wykrzyknął coś po arabsku do swoich asystentów, wypadł z pokoju i już nigdy nie wrócił. - Szczerze, sądziłem wtedy, że Kadafi jest mocno nabuzowany - przyznał Ignatius.
Fareed Zakaria, który przeprowadził wywiad z Kadafim w 2009 roku, miał podobne odczucia - Miałem nieodparte wrażenie, że Kadafi jest pod wpływem narkotyków - powiedział w amerykańskim programie „Parker Spitzer". – Było coś takiego w jego zachowaniu, tak bezsensownego, tak mętnego, to szkliste spojrzenie jego oczu. To wszystko było  bardzo, bardzo dziwne – wspominał dziennikarz.

Bogate opisy zachowania Kadafiego pasują do zachowania przywódcy podczas wywiadu udzielonego Larry’emu Kingowi  w 2009 roku. Kadafi odpowiadał na pytania wpatrując się w Kinga szklistym wzrokiem i wydawał się być nieświadomy powiązaniu Osamy bin Ladena z atakiem 11 września („Czy on był na pokładzie tego samolotu?" - spytał Kinga). Zapytany o reakcję jego narodu na powrót do Libii Abdelbaseta al-Megrahiego, odpowiedzialnego za krwawy zamach terrorystyczny w Wielkiej Brytanii, Kadafi dopytywał się, o co właściwie chodzi. Na wpół przytomnie bronił swojego „historycznego rozwiązania” konfliktu izraelsko-palestyńskiego: połączenia obu krajów w jeden o nazwie „Isratine”.

Kadafi tydzień po udzieleniu wywiadu Kingowi był umówiony na kolejną rozmowę z dziennikarką Al-Dżaziry, Ghidą Fakhry. King, słuchając wywodów Kadafiego, wpatrywał się tylko z niedowierzaniem w swojego rozmówcę. Fakhry nie ograniczyła się jednak do zdumionego wzroku i przez większą część wywiadu powtarzała to samo pytanie: "Czy Pan mówi poważnie?" (odpowiedź w każdym przypadku brzmiała „tak").

Nie tylko kolejni dziennikarze starali się zrozumieć sprawiającego wrażenie odurzonego dyktatora. Amerykańscy ambasadorowie mieli dokładnie ten sam problem. 29 września 2009 roku, dzień po wywiadzie dla Larry’ego Kinga, ambasador w Trypolisie Gene Cretz opisywał w tajnej wiadomości (która wywołała spore zainteresowanie po opublikowaniu jej przez portal WikiLeaks) zaufanie, którym Kadafi darzy „zmysłową blondynkę, jego ukraińską pielęgniarkę". Cretz dodawał też, że Kadafi "zdaje się nie znosić lub wręcz bać się przebywania na wyższych piętrach budynków, woli nie latać samolotem nad wodą oraz przepada za jazdą konną i tańcem flamenco. Jego ostatnia podróż może sugerować malejącą zależność od jego legendarnego oddziału ochroniarek – w podróży do Nowego Jorku towarzyszyła mu tylko jedna kobieta”.

Naćpany pułkownik z masą akcesoriów w kształcie Afryki: to zabawny obrazek, ale Cretz ostrzega przed pokusą ulegnięcia temu złudzeniu. W depeszy z 2009 roku pisze: „Podczas gdy wydaje się kuszące, by lekceważyć ekscentryczne zachowania Kadafiego i przypisywać je jego niezrównoważeniu, należy pamiętać, że to skomplikowany człowiek, który zdołał przejąć władzę i utrzymuje ją od czterdzieści lat. Udaje mu się to nie przypadkiem, lecz dzięki umiejętnemu uprawianiu realpolitik". Skomplikowany, tak. U władzy? Zobaczymy, jak długo.

mb, „New Yorker"