Londyn i burdy, czyli co ma do tego rasa

Londyn i burdy, czyli co ma do tego rasa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ostatnie poważne zamieszki i burdy w kilku miastach Wielkiej Brytanii, w tym przede wszystkim w Londynie, każą zadać podstawowe pytanie: na ile jest to problem etniczny?
W czasie kolejnych niespokojnych nocy w Londynie, mieszkańcy dzielnic postanowili sami zapewnić sobie bezpieczeństwo. W Dalston właściciele małych firm i sklepów, głównie Turcy i Kurdowie, wyszli na ulice w poniedziałkową noc by pełnić warty przy swoich dobytkach. W Southall Sikhowie zgromadzili się przed swoją świątynią, którą chcieli obronić za pomocą kijów baseballowych. W tym samym czasie, w Birmingham, trzech Azjatów broniących swoich domów, zostało potrąconych przez 32-letniego czarnoskórego mężczyznę pochodzenia karaibskiego.

Te przypadki nie wskazują jednak jakoby rasa miała jakikolwiek wpływ na działania chuliganów w ostatnich dniach w Wielkiej Brytanii. Jednocześnie powraca wciąż pytanie, na ile napięcia między różnymi społecznościami etnicznymi mogły wzmocnić rozruchy. Obserwatorzy ostrzegają jednak, że problem jest wielowymiarowy i uproszczanie odpowiedzi może mieć fatalne konsekwencje.

Rob Berkeley, dyrektor Runnymede Trust, które zajmuje się kwestiami rasy i równości, mówi, że bardzo szybko pojawiły się komentarze, że problem dotyczy „czarnej, wściekłej młodzieży". Jest to krzywdzące uproszczenie, ponieważ bieda w określonych dzielnicach dotyka również inne rasy. W poniedziałek na przykład, na ulicach Enfield przeważali biali, wśród nich pojawiali się również Azjaci i Turcy. John Jeffers, który prowadzi w Hackney warsztaty zapobiegania przestępczości, powiedział, że w dzielnicy wyczuwalna jest frustracja po ostatnich cięciach budżetowych i że „absolutnie wszyscy są tu wściekli".

Sytuację wykorzystuje już skrajna prawica – Brytyjska Partia Narodowa wydrukowała ulotki z hasłem „Chuligani strzeżcie się – to jest dzielnica pilnowana przez Brytyjczyków". Nick Lowles z antyrasistowskie organizacji Hope Not Hate twierdzi, że jest to szkodliwe dzielenie lokalnych społeczności.

We wtorek, koło godziny 23, na ulicach Eltham zebrało się około 300 mężczyzn, którzy postanowili bronić terenu kiedyś nazywanego jako „obszar białych pracowników". Jeden z uczestników akcji zapewniał dziennikarzy „The Guardian", że „nie chodzi tu wcale o rasę, tylko o obronę porządnych ludzi”.

mk