Kto powinien być liderem zjednoczonej lewicy? Kwaśniewski, Olejniczak, Borowski - taką kolejność wskazali wyborcy w badaniu zleconym przez SLD. Ale przewaga byłego prezydenta nad konkurentami wcale nie jest imponująca - przekonuje "Rzeczpospolita" w artykule "Prezydencie lewicy, wracaj". Sondaż badał nastroje w całym społeczeństwie i w wybranych grupach - na przykład wśród wyborców lewicy. Co z niego wynika? Połączone siły SLD i SdPl mają szanse na zdobycie przychylności 25 proc. Polaków. Ogromna część zwolenników lewicy (76 proc.) już cieszy się, że SLD i SdPl podpisały porozumienie wyborcze. Badając opinie wyborców na temat współpracy z SdPl, Sojusz Lewicy Demokratycznej stara się także sprawdzić, jak oceniają rozłam na lewicy, którego dokonał Marek Borowski. "Głosy na temat odejścia Marka Borowskiego z SLD są podzielone" - napisano w badaniu. "Wyborcy partii lewicowych w równym stopniu przychylają się ku dwóm opiniom, iż jego odejście spowodowane było przerostem ambicji lub iż nie akceptował on nieuczciwości w SLD". W całym społeczeństwie najwięcej badanych (30 proc.) przekonanych jest, że do rozłamu skłoniła Borowskiego nieuczciwość niektórych liderów Sojuszu. Borowski wymieniany jest przez badanych jako jeden z naturalnych liderów odrodzonej lewicy. Ale z poparciem 22 proc. ma dopiero trzecie miejsce na podium - po Aleksandrze Kwaśniewskim (27 proc.) i Wojciechu Olejniczaku (25 proc.). Tak chce ogół Polaków. Kogo na czele lewicy widzą wyborcy poszczególnych ugrupowań? Wyborcy PiS stawiają na Borowskiego (27 proc.). Zwolennicy PO preferują Olejniczaka (30 proc.), a wyborcy Samoobrony i LPR - Kwaśniewskiego (46 proc.).
Urząd skarbowy sprawdzi, skąd Jolanta i Aleksander Kwaśniewscy mieli pieniądze na zakup domu w Kazimierzu Dolnym - pisze "Życie Warszawy" w tekście "Sprawdzą majątek Kwaśniewskich". W ciągu kilku miesięcy Kwaśniewscy kupili najpierw luksusowy apartament w Wilanowie, a następnie willę w Kazimierzu. Inwestycje kosztowały prezydencką parę co najmniej cztery miliony zł. Informacje o zakupach Kwaśniewskich podał "Super Express". Według ustaleń "ŻW", suma jest tak duża, że inwestycjami będzie musiał się zająć urząd skarbowy. - Jeżeli np. zeznania podatkowe wykażą, że podatnicy mogli mieć takie dochody, to sprawa będzie prosta. Jeżeli jednak dojdziemy do wniosku, że dochody są niewystarczające, rozpoczniemy postępowanie i wezwiemy podatników, aby się wytłumaczyli - tłumaczy Bogusława Dygaszewicz z Urzędu Skarbowego Warszawa Mokotów. W ciągu 10 lat urzędowania Aleksander Kwaśniewski zarobił ok. dwóch milionów zł. Jego zarobki nie wystarczyłyby na sfinalizowanie transakcji. Były prezydent mógł jednak liczyć na wsparcie finansowe żony, która czerpała znaczne korzyści z agencji nieruchomości Royal Wilanów.
Janusz Palikot, poseł Platformy Obywatelskiej, płaci swojej byłej żonie co miesiąc 10 tysięcy złotych! Pokrywa dodatkowo wszystkie koszty związane z edukacją synów. Inwestuje w remont willi w Jabłonnie, gdzie mieszkają. Poseł dokonał też ostatecznego podziału majątku i wręczył byłej żonie 15 milionów w gotówce - pisze "Superexpress" w artykule "Płaci najwyższe alimenty w Polsce". Poseł ma dwóch synów, piętnasto- i siedemnastoletniego. Opłaca im czesne w szkołach, reguluje rachunki za naukę angielskiego, taekwondo, gry na gitarze. Dwa razy w roku zabiera też synów na wakacje. W zimie w Alpy francuskie na narty, w lecie poseł organizuje, jak sam mówi, męskie wyprawy. Maria Nowińska, żona Janusza Palikota, przyznaje, że nie czuje się na siłach, żeby rozmawiać. - Mój były mąż prezentuje to co chce, a ja nie mam siły tego komentować. Jestem po trzech latach gehenny, traumatycznym rozwodzie, który ciągnął się dwa i pół roku. Cieszę się, że żyję - mówi bardzo smutnym głosem. Nie zaprzecza jednak, że co miesiąc dostaje tak wysokie alimenty. Większość samotnych matek w Polsce może pani Nowickiej tylko zazdrościć takiego byłego męża. Ze zlikwidowanego Funduszu Alimentacyjnego korzystało aż 535 tysięcy osób. Fundusz średnio wypłacał 250 złotych na każde dziecko. Dla blisko 190 tysięcy matek z dziećmi było to jedyne źródło dochodu.
Na likwidacji 20- i 50-proc. kosztów uzyskania przychodów budżet państwa ma zyskać w 2007 r. 726 mln zł - wyliczyli eksperci rządowi w przedstawionym pakiecie zmian podatkowych na 2007 r. Zysk odczuje wyłącznie budżet. Większość podatników straci - zapowiada "Gazeta Prawna" w tekście "Dorabiający do pensji stracą". Zdaniem dziennika podatnicy stracą mimo zapowiadanej obniżki składek na ubezpieczenia rentowe i chorobowe. Na propozycjach resortu finansów stracą głównie ci podatnicy, którzy stosują do wykonywanych umów zlecenia i o dzieło koszty uzyskania przychodów w wysokości 50 proc. Zyskać mogą osoby stosujące 20-proc. koszty uzyskania przychodów przy umowach zlecenia i o dzieło, ale tylko wtedy, gdy ich dochody będą mieściły się w pierwszym przedziale skali podatkowej. "Pomysł Ministerstwa Finansów jest głęboko nieprzemyślany" - twierdzi ekspert z Instytutu Studiów Podatkowych Jerzy Bielawny. Dotychczasowe 20- i 50-proc. koszty uzyskania przychodów mają zostać zastąpione zryczałtowanymi kosztami, podobnie jak przy stosunku pracy. Od przyszłego roku w wyniku waloryzacji tych kosztów wynosić one mają 106 zł 92 gr miesięcznie, a za rok podatkowy nie więcej niż 1283 zł 04 gr - w przypadku gdy podatnik uzyskuje przychody z tytułu jednego stosunku pracy.
Przegląd prasy przygotował
Sergiusz Sachno
Przegląd prasy
Od poniedziałku, 13 lutego 2006, publikujemy codzienny przegląd prasy. Możesz go zamówić w formie newslettera, odwiedzając stronę: http://www.wprost.pl/newsletter/