Przegląd prasy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy ludzie Samoobrony wejdą do służb specjalnych, kto był pomysłodawcą legalizacji automatów, jak niemiecka policja kontroluje polskie firmy, kto został wiceszefem PAIiIZ - o tym piszą wtorkowe gazety.
"Zapewniam: ludzie Samoobrony nie wejdą do kierownictwa nowych służb specjalnych, które powstaną jesienią w miejsce WSI" - zapowiada w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Jarosław Kaczyński. Lider PiS zapewnia, że podobnie będzie z resortami siłowymi. I daje do zrozumienia, iż w sytuacji kryzysowej PiS nie cofnie się przed wcześniejszymi wyborami. Kaczyński przyznaje, że jest zdziwiony wnioskiem lustracyjnym wobec Zyty Gilowskiej. "Okoliczności tego wniosku są w najwyższym stopniu dziwne, biorąc pod uwagę dotychczasową politykę rzecznika interesu publicznego Włodzimierza Olszewskiego" - mówi. Jego zdaniem sąd lustracyjny pobłaża przedstawicielom poprzedniego układu politycznego. A jest represyjny wobec przedstawicieli obecnych władz. Prezes PiS zapowiada na łamach dziennika wytoczenie procesu Donaldowi Tuskowi, który uznał lustrację Gilowskiej za efekt walk wewnątrz PiS. Jarosław Kaczyński tłumaczy także powody małej aktywności swego brata w pierwszych miesiącach prezydentury: "Odbył kilkanaście wizyt zagranicznych, które wymagały przygotowania. Dzisiaj mogę też powiedzieć, że kiedy zaczynał prezydenturę, nie był w najlepszym stanie zdrowia". Kaczyński broni kontrowersyjnych nominacji w spółkach skarbu państwa, w tym prezesa PZU Jaromira Netzela. "Ci, którzy mają doświadczenie, niestety są z układu. Jeżeli nie ma wobec niego żadnych zarzutów, nie widzę powodu, aby odchodził ze stanowiska. Netzel ma wolę i odwagę, żeby tę instytucję zmienić" - tłumaczy prezes PiS. "Kto go polecił?" - zapytała "Rzeczpospolita". "Nie chcę wchodzić w to, kto go polecił. Wcześniej nie miał żadnych związków z naszym środowiskiem. Jego ewentualna dymisja byłaby kolejnym w ostatnim czasie sukcesem układu" - odpowiada w wywiadzie "Samoobrona na pewno nie dostanie służb specjalnych".

"Rzeczpospolita" dotarła do nieznanych wcześniej dokumentów, dotyczących afery z ustawą o grach losowych. Afera z ustawą o grach losowych wstrząsnęła Polską jesienią 2004 roku. Okazało się wtedy, że przy uchwalaniu ustawy (rząd Sojuszu Lewicy Demokratycznej zaproponował ją w lipcu 2002 r.), która legalizowała automaty do hazardu, pracował asystent Jerzego Jaskierni, zaangażowany w biznes hazardowy. SLD zlekceważył wtedy ostrzeżenia policji, że zalegalizowanie automatów ułatwi pranie brudnych pieniędzy. Do dziś jako główny autor pomysłu legalizacji automatów wymieniany jest były poseł SLD Jerzy Jaskiernia. Dziennik dotarł do dokumentów, które od kilku miesięcy ma Ministerstwo Finansów. Wynika z nich, że ojcem projektu ustawy jest Jacek Uczkiewicz - SLD-owski wiceminister finansów i szef Generalnego Inspektoratu Informacji Finansowej (urzędu, który walczy z pralniami brudnych pieniędzy). 22 stycznia - według gazety - Jacek Uczkiewicz kazał zająć się nowelizacją ustawy Departamentowi Gier Losowych. Powołał się na ustalenia z ministrem: nowelizacja ma zwiększyć dostępność automatów i umożliwić wprowadzenie do Polski tzw. teleloterii. Sęk w tym, że szefostwo ministerstwa kazało dostosować polskie prawo do norm Unii. O teleloterii i automatach nie było jednak w prawie unijnym mowy. Uczkiewicz powołał się więc na nieistniejącą decyzję. Dlaczego? "Temat ten był pobocznym tematem głównego punktu oraz dużego tempa pracy" - tłumaczy Uczkiewicz w liście przesłanym do redakcji "Rz". Informując o swoim pomyśle premiera w marcu 2002 r. nie podał, po co wprowadza zmiany, co na tym zyska skarb państwa i jakie będą skutki zmian. Jak się okazuje, urzędnicy podlegli Uczkiewiczowi nie zrobili analiz celowości wprowadzania nowych przepisów - czytamy w tekście "Główny pan od automatów".

Niemiecka policja celna znów zrobiła nalot na polskie firmy budowlane. Pracowników wrocławskiej spółki Westbud potraktowano jak bandę przestępców - informuje "Gazeta Wyborcza" w tekście "Kontrole biją w polskie firmy w Niemczech". Lokalna gazeta "Braunschweiger Zeitung" na pierwszej stronie opublikowała zdjęcie, na którym widać stojącego pod płotem pracownika Westbudu z podniesionymi rękami. Celnicy rewidują go, jak gdyby spodziewali się, że w ubraniu roboczym ukrywa broń. Tymczasem zarzuty dotyczą jedynie spraw płacowych. W nalocie na budowy i biura wrocławskiej spółki, która na rynku niemieckim działa od 16 lat, wzięło udział 250 kontrolerów. Prezes Westbudu Marian Karolczak twierdzi, że zabrali wszystkie komputery i dokumenty. "To sparaliżowało działalność firmy" - mówi. W dodatku na wniosek kontrolerów sąd nakazał zajęcie kont firmy na kwotę 1,2 mln euro (na poczet ewentualnych kar). "Nie pozostało mi nic innego, jak odesłać 90 pracowników do kraju" - opowiada i zapewnia, że firma najpewniej przetrwa. Bankructwo grozi innej spółce z południa Polski, której nazwy dziennik podać nie może. W tym przypadku sekwestr wyniósł "tylko" 138 tys. euro. "Płace dla pracowników pochłoną 90-100 tys. euro. Do tego dojdzie kara za zejście z budowy, nawet 300-400 tys. euro. Obie firmy nie zgadzają się z oskarżeniem. Karolczak zapewnia, że płacił swoim ludziom średnio w miesiącu za 170 godzin efektywnej pracy, bez przerw i przestojów, po 12,3 euro za godzinę (to minimum, które obowiązuje w Niemczech wszystkie obce firmy). Kontrolerzy wyliczyli, że pracownikom należy się pensja za 250 godzin pracy.

Po raz pierwszy od lutego PiS wyprzedził Platformę, ale jego przewaga jest mniejsza niż błąd statystyczny - wynika z najnowszego sondażu "Gazety Wyborczej". PiS aktualnie popiera 31 proc. ankietowanych, PO - 30 proc. Do Sejmu mają jeszcze szansę dostać się SLD i Samoobrona z wynikami po 6 proc., choć obie - drugi raz z rzędu - straciły po 2 pkt. LPR (4 proc.) i PSL (2 proc.) są poza Sejmem. Niezdecydowanych, na kogo głosować, jest aż 19 proc. - najwięcej od wyborów. Sondaż dla "Gazety Wyborczej" przeprowadziła PBS DGA, w dniach 24- 25 czerwca. Wzięła w nim udział reprezentatywna grupa 1045 osób.

NBP chce podpisać wielomilionową umowę z ComputerLandem na serwisowanie systemów informatycznych. Tymczasem raport NIK zwraca uwagę na niejasne umowy z CL i wysokie koszty banku. Według informacji "Życia Warszawy", kierownictwo NBP finalizuje już rozmowy dotyczące serwisowania przez ComputerLand SA systemów informatycznych NBP, w tym Zintegrowanego Systemu Księgowego. Rzekomo - pisze dziennik w artykule "NBP zależny od ComputerLandu" - kontrakt ma opiewać na sumę od 50 do 70 mln zł. Kierownictwo NBP jest gotowe na taki wydatek mimo krytycznego stanowiska NIK. W ub.r. kontrolerzy NIK sprawdzający system gospodarki własnej banku odkryli m.in., że ComputerLand niemal zmonopolizował dostawy usług informatycznych. Prócz tego NIK zwracał uwagę na wysokie koszty informatycznych usług serwisowych i niejasno sformułowane umowy z dostawcami tych usług, w tym CL. "Taką kontrolę przeprowadzamy co roku. Nie jest tajna, ale z tej kontroli nie opracowujemy odrębnej informacji i nie upubliczniamy jej. To oznacza, że obowiązuje mnie tajemnica kontrolerska i nie mogę nic na ten temat opowiedzieć" - mówi gazecie dyrektor Departamentu Budżetu i Finansów NIK, który sprawował pieczę nad raportem, Waldemar Długołęcki. Dziennikarzom "ŻW" udało się jednak dotrzeć do raportu oznaczonego klauzulą niejawności. Wynika z niego, że "koszty usług serwisowych, realizowanych przez firmę ComputerLand SA, stanowiły ponad 72 proc. całości kosztów obcych usług serwisowych w zakresie informatyki NBP. Rocznie wyniosły one 47,1 mln zł". Oznacza to, że średnio dziennie NBP wydawał blisko 130 tys. zł na te usługi, płacąc także za samą gotowość CL.

Statek "Rotterdam" nazywany pływająca bombą azbestową, który zakotwiczył w gdańskim porcie, musi opuścić polskie wody do 10 lipca - zapowiada "Dziennik" w artykule "Statek pełen azbestu musi się wynieść z Polski". Ta decyzja Urzędu Morskiego w Gdyni powinna zakończyć spory między holenderskim armatorem jednostki a pomorskimi władzami. Statek przypłynął do naszego kraju w marcu. Właściciele 50- letniego liniowca zamierzają przerobić go na hotel. Szukali na całym świecie stoczni, która zgodziłaby się go wyremontować. Wszędzie słyszeli odmowy, aż ostatecznie zawitali do gdańska. Tu też usłyszeli sprzeciw. "Nie" powiedzieli ekolodzy, mieszkańcy Trójmiasta i władze regionu. Tymczasem Holendrzy zdążyli się porozumieć ze Stocznia Gdańską. Podpisali umowę intencyjną i byli pewni, że prace zostaną rozpoczęte. "To była szansa dla stoczni i dla naszych pracowników na zarobienie ogromnych pieniędzy" - twierdzi Jerzy Czarnecki z zarządu stoczni. "W grę wchodzi co najmniej 100 mln zł. Inwestycja była całkowicie bezpieczna. Usuwaniem azbestu zajęłaby się profesjonalna firma" - dodaje. Te opinie nie przekonały ani wojewody, ani inspektorów ochrony środowiska. Teraz kolos pełen azbestu musi opuścić Polskę - pisze "Dziennik".

Co trzeba zrobić, by zostać wiceszefową jednej z największych agencji państwowych? Być żoną wpływowego polityka - odpowiada "Superexpress". Tak jak Anna Kamińska (30 l.), żona europosła PiS Michała (34 l.), nowa wiceszefowa Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych - czytamy w artykule "A żonę rzucimy na agencję". - Trzeba skończyć z obsadzaniem stanowisk znajomymi króliczka - grzmieli w poprzedniej kadencji liderzy PiS. Marek Kuchciński, wiceprzewodniczący klubu PiS, nadal twierdzi, że nepotyzm w polityce jest niedopuszczalny. O żonie Michała Kamińskiego dowiedział się od dziennika. - Którego posła Kamińskiego? - dopytuje. A co z nepotyzmem? - Zawsze mogą być jakieś szczególne okoliczności. Może tak było w tym przypadku? - zastanawia się Kuchciński. Nie słyszał jednak nic o wyjątkowych kwalifikacjach Kamińskiej. Żona posła Kamińskiego była doradcą premiera Jerzego Buzka, a za Lecha Kaczyńskiego pracowała w promocji stołecznego ratusza. Ostatnio doradzała zarządowi PAIiIZ, by w końcu wygrać konkurs na członka zarządu agencji. Zdaniem rozmówców "SE" stanowisko w PAIiIZ to nagroda dla Kamińskiego, współtwórcy sukcesu wyborczego PiS i Lecha Kaczyńskiego.

Poseł to ma klawe życie - pisze "Fakt" w tekście "Poseł oszust kpi z prawa". Nie płaci czynszu, ma gdzieś rozliczenia z ZUS-em, zapomina o alimentach. Leszek Sułek z Samoobrony tonie w długach, ale śpi spokojnie. Bo jest przekonany, że nikt go nie ruszy. Czytając oświadczenie majątkowe Leszka Sułka, czarno na białym widać, że ma wszystkich w nosie. Zalega bowiem z rozmaitymi płatnościami na ponad 70 tys. zł. Lista długów posła Samoobrony robi wrażenie - podkreśla dziennik. Spółdzielni mieszkaniowej w swym rodzinnym Ostrowcu Świętokrzyskim jest winien ponad 20 tys. zł za czynsz; kolejne 20 tys. zł zaległości ma wobec ZUS; 21 tys. zł długu nazbierało się za niepłacone alimenty. To nie wszystko - wylicza dziennik. Poseł Samoobrony zalega też Ostrowieckiemu Towarzystwu Budownictwa Społecznego za lokal, w którym od połowy lat 90. prowadził bar piwny. I choć od dawna go nie prowadzi, to nie spłacił zadłużenia. Co więcej - nie chce oddać lokalu. "Mamy ogromny problem by wyegzekwować od posła dług" - załamuje ręce prezes OTBS Alfreda Kałuża. Nie radzi sobie także komornik, którego o pomoc poprosiła pani prezes. Do ściągnięcia z Sułka zostało mu jeszcze ponad 24 tys. zł, a nie - jak napisał poseł w oświadczeniu majątkowym - 11 tys. zł. "On teraz jest posłem i wiele może. Jeszcze więcej niż wtedy, gdy był radnym" - mówią "Faktowi" mieszkańcy Ostrowca Świętokrzyskiego.

Przegląd prasy przygotował
Sergiusz Sachno

Przegląd prasy

Od poniedziałku, 13 lutego 2006, publikujemy codzienny przegląd prasy. Możesz go zamówić w formie newslettera, odwiedzając stronę: http://www.wprost.pl/newsletter/