Horror w szpitalu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zgroza! - alarmuje "Fakt". W krakowskim zakładzie opiekuńczo-leczniczym pacjentów przywiązuje się do łóżek. Żeby nie wołali o pomoc, zamyka się drzwi do sal i wyłącza alarmowe dzwonki. Starzy, schorowani ludzie nie mogą się doprosić o kąpiel czy jedzenie. "Boże pomóż mi w umieraniu" proszą pacjenci krakowskiego ZOL-u. Bo na starość odarci z wszelkiej godności, nie mają ani siły, ani chęci, by walczyć o życie. I umierają w mękach. Panie ministrze Religa, to miejsce istnieje naprawdę i jest finansowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia - pisze gazeta w artykule "Horror w szpitalu". Dziennikarze "Faktu" i reporterzy TVN na własne oczy widzieli broczące krwią odleżyny, piżamy wilgotne od moczu i zabrudzone kałem. Sprawdzili, że dzwonki, którymi alarmuje się pielęgniarki, są odłączone od prądu lub położone w miejscach niedostępnych dla chorych. Wysłuchali przerażających historii pacjentów, którzy bez kąpieli, bez regularnych zmian pieluch i bielizny leżą we własnych odchodach i rozpaczliwie wołają o pomoc. "To koszmar! Cały czas w jednej pozycji. Bez ćwiczeń, bez rehabilitacji" - mówi 76-letnia Emilia S. i odwraca głowę. "Już nie mam siły płakać" - dodaje. Dziennikarze dotarli też do wolontariuszki, która pracowała w krakowskim zakładzie. Potwierdziła ona opowieści pacjentów. Zdradziła też, że pielęgniarki faszerują chorych dużymi dawkami tramalu, silnego leku przeciwbólowego, oraz kroplami na uspokojenie. "To tutaj normalna praktyka" - mówi kobieta pragnąca zachować anonimowość. "Fakt" podkreśla: w krakowskim ZOL-u potworne męki znosi 370 pacjentów na sześciu oddziałach. Według przepisów na jednym oddziale powinno być 11 pielęgniarek, tu niekiedy są tylko dwie siostry. I zamiast pomagać zajmują się przywiązywaniem chorych do łóżek. Kierownictwo szpitala zapewnia, że to dla bezpieczeństwa chorych i personelu.