Kontrowersyjna teza...
Donald Trump w wywiadzie dla „New York Times” podał w wątpliwość kwestię automatycznego przedłużenia gwarancji bezpieczeństwa danej 28 krajom NATO, w ramach której mogą one liczyć na wsparcie militarne ze strony USA. Pytany o zagrożenie ze strony Rosji płynące w kierunku małych europejskich krajów nadbałtyckich, Trump stwierdził, że jeżeli Putin by je zaatakował, to on jako prezydent rozważyłby ewentualną pomoc sojusznikom dopiero po dokonaniu oceny, czy te kraje wcześniej "wypełniały swoje zobowiązania wobec USA". Tylko w przypadku, gdyby tak było, zdecydowałby się na pomoc.
Czytaj też:
Trump chce zmienić politykę NATO. Stawia warunek udzielania pomocy sojusznikom
...i nie mniej niepoprawne politycznie tłumaczenie
– Kraje NATO powinny się martwić o nasze zaangażowanie – stwierdził w wywiadzie na "CBS News" Gringrich. Dodał, że "każdy prezydent zwracał uwagę na to, że kraje Paktu Północnoatlantyckiego nie mają równego udziału w jego budowie". Jego zdaniem, są one "źródłem słabości, a nie siły". Dopytywany, czy oznacza to, że Trump i USA w przypadku agresywnych działań Rosji nie przyjdą z pomocą krajom takim jak Estonia, odparł, że "nie myślał o tym zbyt wiele".
– Estonia znajduje się na przedmieściach Petersburga – stwierdził jednak za chwilę. – Rosjanie niekoniecznie muszą przekraczać granicę militarnie. Rosjanie raczej zrobią to, co zrobili na Ukrainie – wyjaśnił. Dodał, że on sam "nie byłby pewien, czy chciałby zaryzykować wojnę nuklearną w miejscu, które jest na przedmieściach Petersburga".