Historia codzienności

Historia codzienności

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ruscy już wiedzą. W Auschwitz doszło do brudnej prowokacji. Historii nie można opisywać językiem współczesności.
Historia zatem nie podlega interpretacji. Ważne są tylko okoliczności dziejowe tamtych czasów. Skoro wtedy Polacy byli częścią imperium sowieckiego, to tak należy dziś na to patrzeć i tak o tym pisać. Taki, nadzwyczaj przyjemny sposób prezentacji, dał Konstantij Kosaczow w sprawie muzeum Auschwitz-Birkenau i zamieszczonej tam rosyjskiej wystawy. Dyrektor muzeum nieotwartą wystawę zamknął, co wzbudziło złość Kosaczowa i wiadome oświadczenie.

Paradoksalnie słowa te odpowiadają duchowi czasów, bo jeśli przyjąć takie założenia od razu rozwiązuje nam się problem Katynia. To nie byli Rosjanie, tylko Niemcy, jak zresztą na początku sądzono. Z głowy mamy wszelkie historyczne animozje, po drugiej wojnie światowej zostaliśmy wyzwoleni i przez 50 lat żyliśmy w takim dobrobycie, że nazywano nas nawet wesołym barakiem. Wódka lała się z kranów, a kawior żarło się na śniadanie. Ci co uciekali, byli oczywiście wtykami obcych wywiadów.

Problem w tym, że logika Kołaczowa rozwala całą marksistowską dialektykę, w której Kosaczow się przecież wychował. Jak opisać dzieje człowieka inaczej niż przez pryzmat wyzyskanego robotnika? Tego nie wiemy, a i Rosjanie pewnie nam nie powiedzą. Pozostaje siedzieć i studiować historię codzienności.