W piątek 19 stycznia w Costessey nieopodal Norwich we wschodniej Anglii policja natrafiła na ciała czterech osób. Makabryczne odkrycie miało miejsce w domu należącym do polsko-tajskiej rodziny, a zmarli byli ze sobą spokrewnieni. Zwłoki należały do 45-letniego Bartłomieja K., jego dwóch córek oraz siostry jego żony.
Makabra w polsko-tajskim domu w Anglii
Sekcję zwłok córek Polaka przeprowadzono w środę 24 stycznia. Policja przekazała, że zmarły one od ran kłutych szyi. Bartłomiej K. miał na szyi pojedynczą ranę. Policja podkreśliła, że nie prowadzi poszukiwań w związku z tą sprawą, co zasugerowało wszystkim możliwy przebieg zdarzeń.
Śledczy podejrzewają, że Bartłomiej K. najpierw zamordował córki oraz siostrę żony, a następnie odebrał sobie życie. W domu, w którym doszło do masakry, nie mieszkała żona Polaka.
Bartłomiej K. dzwonił na policję tuż przed zbrodnią
W tej sprawie uwagę zwraca jeszcze jedna kwestia. Policjanci weszli do domu 45-latka w piątek o godzinie 7:15 rano w reakcji na wezwanie jednego z sąsiadów, który miał dzwonić kwadrans wcześniej. Okazało się jednak, że na policję dzwoniono już o 6 rano, ale telefon został zignorowany. Telefonował wówczas sam Bartłomiej K.
Niezależny organ nadzorujący pracę policji przekazał, że w trakcie tamtej rozmowy Bartłomiej K. przekazał, iż czuje się zagubiony i zaniepokojony swoim stanem psychicznym. Brytyjskie media podkreślają, iż dom w Costessey kupił w 2016 roku, a w Wielkiej Brytanii mieszkał już od 20 lat.
Czytaj też:
Dramatyczna zbrodnia po 45 latach od rozstania. 85-latek zabił byłą żonęCzytaj też:
Upozorował utonięcie śpiącej kobiety. Policjanci Archiwum X odkryli prawdę