Gdzie są Ludzie Roku?

Gdzie są Ludzie Roku?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dokonując swojego wyboru, magazyn „Time” uhonorował jedną osobę, ale zapomniał o milionach. Wybór Baracka Obamy jako Osoby Roku tygodnika „Time" absolutnie nie powinien budzić zaskoczenia.
Każdy nowy gospodarz Białego Domu ma tę nagrodę przyznawaną w zasadzie z rozdzielnika. W minionych 30 latach na taki zaszczyt nie zasłużył sobie tylko George Bush senior, który i tak otrzymał wyróżnienie parę lat później, z okazji zakończenia zimnej wojny. Redaktorzy magazynu wychodzą ze skądinąd słusznego założenia, że nie można bardziej wpłynąć na losy świata niż objąć stanowisko przywódcy jego jedynego supermocarstwa. Stąd kontrkandydatury Nicolasa Sarkozy’ego czy Sary Palin pojawiły się wyłącznie dla przyzwoitości. W tym roku zwycięzcą mógł być tylko Obama bądź John McCain.

Obama nie wygrał jednak wyborów wyłącznie dzięki własnym talentom. Magiczna otoczka wytworzona wokół jego osoby została wywołana dzięki zaangażowaniu milionów anonimowych zwolenników. To dzięki ich kilkudolarowym wpłatom kandydat demokratów miał na koncie nieporównywalnie więcej pieniędzy niż jakikolwiek inny polityk przed nim. To dzięki rozsyłanym przez Internet oficjalnym i nieoficjalnym materiałom wyborczym polityką zainteresowało się młode, „usieciowione" pokolenie, a moda na Obamę wyszła poza granice USA.  Nowy prezydent może będzie zmieniał świat, ale oddolny ruch jego wyborców, przypominający Amerykanom i reszcie świata, czym jest społeczeństwo obywatelskie, zmienił go już teraz. Wyróżnienie tylko Obamy ignoruje ten jeden z największych fenomenów minionych lat.

W historii „Time'a" kilka razy tytuł Osoby Roku miał charakter kolektywny. W ten sposób uhonorowani zostali amerykańscy żołnierze, kobiety, klasa średnia, czy naukowcy. Wreszcie w 2006 r. zaszczytem tym objęci zostali internauci, rozwijający sieć dzięki takim stronom jak Wikipedia, YouTube czy Facebook. W tym roku redaktorzy również rozważali pójście tą drogą i nagrodzenie „amerykańskiego wyborcy". Ostatecznie jednak zdecydowali się na rozwiązanie tradycyjne. Szkoda.