W Lhasie spokojnie w 50. rocznicę powstania tybetańskiego

W Lhasie spokojnie w 50. rocznicę powstania tybetańskiego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gubernator Tybetańskiego Regionu Autonomicznego (TRA) powiedział oficjalnej agencji chińskiej Xinhua, że w stolicy regionu, Lhasie jest spokojnie w 50. rocznicę wybuchu antychińskiego powstania w Tybecie.

"Całe miasto jest spokojne; żołnierze są na swych normalnych pozycjach" -  oświadczył Qiangba Puncog, przebywający w Pekinie na dorocznej sesji parlamentu, która kończy się w piątek.

W poniedziałek zachodnie agencje prasowe informowały, że Chiny zaostrzyły środki bezpieczeństwa na zewnętrznych granicach Tybetu, kierując tam dodatkowe siły.

Przedstawiciel departamentu kontroli granic Komunistycznej Partii Chin tłumaczył, że dodatkowe środki bezpieczeństwa mają "w pełni ochronić stabilność rejonu granicznego Tybetu". Chodzi o granice z Indiami, Nepalem, Bhutanem i  Birmą.

Tybet został zajęty przez wojska Mao Zedonga w latach 1950-51. 10 marca 1959 roku wybuchło powstanie antychińskie, które zostało krwawo stłumione, a  tybetański przywódca duchowy dalajlama wraz z 80 tysiącami tybetańskich uchodźców wyemigrował do Indii.

W zeszłym roku w związku z rocznicą powstania mnisi buddyjscy zorganizowali w  Lhasie protesty przeciwko chińskim rządom. Demonstracje w ciągu kilku dni przerodziły się w największe od 20 lat antychińskie wystąpienia, obejmujące także zamieszkane przez Tybetańczyków obszary poza TRA, ale w historycznych granicach Tybetu. Według władz tybetańskich na wygnaniu, podczas dławienia protestów przez chińskie siły porządkowe zginęło 220 osób, a 7 tys. zostało zatrzymanych. Pekin twierdzi, że w Lhasie zginęło 22 ludzi, w większości cywilów.

Chiny utrzymują, że do ubiegłorocznych niepokojów podżegała "klika" dalajlamy i apelują, by nie używać instrumentalnie religii do nacisków w celu osiągnięcia niepodległości Tybetu. Dalajlama podkreśla z kolei, że nie dąży do  niepodległości Tybetu, tylko do jego większej autonomii i zaprzestania "ludobójstwa kulturalnego", które - jak mówi - trwa od kilkudziesięciu lat.

ND, PAP