Fragmenty wywiadu opublikował białoruski portal internetowy "Telegraf" w piątek, na dwa dni przed zjazdem ZPB w Grodnie.
"Nie popieraliśmy, nie popieramy i nie będziemy popierać żadnego kandydata partii politycznych. Do ZPB wchodzą ludzie o różnych poglądach politycznych, co tylko wzmacnia organizację" - tłumaczy Borys w gazecie, którą wydają komuniści białoruscy i która sama ma problemy z władzami.
Prezes ZBP wylicza sprawy, którymi organizacja się zajmuje - organizację polskich imprez, wyjazdów dzieci i młodzieży do Polski, prowadzenie kursów dla nauczycieli języka polskiego.
"Najważniejsze, co nam się udało zrobić w ciągu (ostatnich) czterech lat to, jak mi się wydaje, zachować swoją tożsamość, stworzyć kilka nowych oddziałów, przyciągnąć nowych ludzi, którzy chcą zajmować się sprawami związanymi z Polską, kulturą, oświatą, mimo różnego rodzaju presji ze strony urzędników na Białorusi" - powiedziała Borys.
Przed zjazdem w Grodnie, który ma określić kierunki działań ZPB na kolejne cztery lata, mnożyły się doniesienia o szykanach wobec działaczy organizacji. W prasie i telewizji pojawiły się oskarżenia pod adresem Borys o dzielenie Polaków na Białorusi, a nawet sugestie, że Polska chce odzyskać Kresy Wschodnie i w tym celu posługuje się ZPB.
"Czasem trzeba umieć bronić swoich praw, jak na przykład w sytuacji, kiedy władze nie uznają jakiejś organizacji i jej działalność ogłasza się za polityczną" - przekonuje Borys w wywiadzie dla "Towariszcza".
Władze w Mińsku nie uznały wyboru Andżeliki Borys na zjeździe ZPB w marcu 2005 r. Na powtórzonym na ich polecenie zjeździe w Wołkowysku, pod okiem służb specjalnych, na prezesa wybrano Józefa Łucznika, czego z kolei nie uznały władze Polski.
ND, PAP