"Francja poniża Afrykę"

"Francja poniża Afrykę"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Szef rządzącej Gwineą junty wojskowej zarzucił Francji, że zrywając z nim stosunki za ubiegłotygodniową masakrę demonstrantów, poniżyła ludność Afryki. - Gwinea nie jest prowincją Francji. Jeśli francuski minister spraw zagranicznych mówi coś takiego, jest to sposób na poniżenie ludności Afryki - oświadczył kapitan Moussa Dadis Camara, nawiązując do wypowiedzi szefa resortu spraw zagranicznych Francji Bernarda Kouchnera.
Szef francuskiej dyplomacji powiedział w weekend, że Paryż nie może dłużej utrzymywać z Camarą stosunków po tym, jak w gwinejskiej stolicy Konakry siły bezpieczeństwa otworzyły ogień do demonstrantów sprzeciwiających się kandydowaniu Camary w wyborach prezydenckich. W starciach zginęło 157 osób, a ponad 1000 zostało rannych. Wiele kobiet zostało zgwałconych przez żołnierzy.

USA krytykuje juntę

Brutalne stłumienie protestów gwinejskiej opozycji skrytykował amerykański Departament Stanu. - Byliśmy wstrząśnięci i wzburzeni przemocą w Gwinei - powiedziała sekretarz stanu Hillary Clinton, apelując do junty o ustąpienie. Jak powiedziała, czołowi amerykańcy dyplomaci bezpośrednio przekazali gwinejskim władzom wyrazy potępienia.

Mediacji między gwinejską juntą a jej przeciwnikami podjął się prezydent Burkina Faso Blaise Compaore, lecz główne ugrupowanie opozycyjne odmówiło kontynuowania rozmów do czasu, aż Camara zrzeknie się władzy.

Wojsko nie chce oddać władzy

Camara przejął władzę w wyniku zamachu stanu dokonanego tuż po śmierci prezydenta Lansana Conte w grudniu 2008 roku. Zapowiadał wówczas, że rozprawi się z panującą w Gwinei korupcją i anarchią, a następnie odda władze w demokratycznych wyborach, zaplanowanych na koniec stycznia 2010 r. Osobiście jednak miał się o urząd głowy państwa nie ubiegać. Doniesienia, jakoby pod presją wojska zmienił zdanie, wywołały protesty opozycji. Unia Afrykańska wezwała Camarę, aby do połowy października potwierdził, że dotrzyma obietnicy i nie będzie startował w wyborach, przekazując tym samym władzę w ręce cywilów. W przeciwnym razie mają go czekać sankcje.

PAP, arb