Ukraina postpomarańczowa

Ukraina postpomarańczowa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Z polskiego punktu widzenia między Julią Tymoszenko a Wiktorem Janukowyczem nie ma większej różnicy. No może poza tym, że Janukowycz nie kryje urazy do polskich elit, które pięć lat temu udzieliły absolutnego poparcia jego rywalowi. Tymoszenko natomiast, dla odmiany, bardzo skrzętnie ukrywała wdzięczność dla Polski za ten sam akt.
Trudno mieć pretensje do tych z Polaków, którzy pięć lat temu ulegli pomarańczowej fascynacji. Jeżeli są cuda nad urnami, jeżeli w proteście przeciwko nim wychodzą tłumy obywateli, to racja i sympatia jest po stronie narodu. A to naród ukraiński wybrał (w większości) Pomarańczowych. A jeśli jeszcze kolejna postradziecka republika ma szanse na wydostanie się z rosyjskiej strefy wpływów, to dodatkowy argument za. Polacy wykorzystali też okazję, by zademonstrować sympatię do Ukraińców i chęć zakopania dawnych toporów wojennych.

Trzeba przyznać, że Polska wyjątkowo konsekwentnie przez minionych pięć lat wywiązywała się z roli europejskiego adwokata Ukrainy, narażając się i Rosji, i Brukseli. A prezydent Juszczenko i tak dziękował za poparcie... Niemcom, na koniec swej prezydentury honorując UPA. Równie wdzięczna była premier Tymoszenko, chętnie odwołująca się do solidarności sąsiedzkiej (jeden czy drugi kryzys gazowy, a ostatnio nawet rzekoma pandemia grypy), lecz postrzegająca tę solidarność dosyć jednostronnie. Polityka to nie tylko hasła, ale i konkrety. A prawda jest taka, że Polska nijak nie skorzystała na swoim poparciu dla Ukrainy, co odczuli także nasi przedsiębiorcy (polecam artykuł Tomasza Molgi w najnowszym wydaniu Wprost). I słusznie zauważył Paweł Zalewski, że Polska powinna zerwać z bezwarunkowym poparciem dla Ukrainy, oczekując od niej samej chęci (np. aspiracji euroatlantyckich) i konkretów. Na koniec jeszcze jedno - jeżeli chodzi o sympatie i powiązania z Rosją (i jej sferą biznesową także) to Julia Tymoszenko jest równie dziewicza jak Wiktor Janukowycz.