Amerykanin w Brukseli

Amerykanin w Brukseli

Dodano:   /  Zmieniono: 
Takiego przemówienia amerykańskiego wiceprezydenta Europa oczekiwała od dawna. Joe Biden miał świetnie przygotowaną mowę, którą wygłosił w dodatku w doskonały sposób i w której ustosunkował się do tych wszystkich kwestii, które dla Europejczyków są istotne. I choć oficjalnie chodziło mu przede wszystkim o poparcie dla systemu SWIFT (przekazywania danych osobowych obywateli europejskich Ameryce), tak naprawdę ukrytym przekazem było szukania poparcia dla ewentualnej inwazji na Iran.
Trzeba przyznać, że Biden mówcą jest nietuzinkowym. Choć tekst miał wyświetlony na monitorach, można było odnieść wrażenie, iż mówi z głowy. Odpowiednie słowa, poparte dykcją i intonacją oraz mową ciała robiły wrażenie nawet na sceptycznych odbiorcach. Miał jednakowoż Biden o tyle ułatwione zadanie, że Obama - w przeciwieństwie do Busha - był bardzo długo beniaminkiem elit europejskich. Które wybaczyły mu nawet to, że okazywał długo jawne lekceważenie Unii Europejskiej jako całości. Biden zresztą ustosunkował się do tych zarzutów, podkreślając wzajemną współzależność Ameryki i Europy. Oklaski wywołały jego słowa o "niesprawiedliwości", jaką było więzienie w Guantanamo.

Z jakim przesłaniem przyjechał, niemal dokładnie 25 lat po Ronaldzie Reaganie, Biden do Parlamentu Europejskiego? Poza deklaracji wzajemnej sympatii, szacunku i właśnie współzależności mówił wielokrotnie o konieczności walki z terroryzmem, walki o pokój (piękny oksymoron, który podchwycił lata temu Orwell) i zapewniania bezpieczeństwa obywatelom. Oczywiście można to odnieść do SWIFT-u. Ale nie tylko. Bo Biden kilkukrotnie w różnych aspektach wspominał o Iranie, o broni masowego rażenia i państwach terrorystycznych. Łącząc te wszystkie fakty jasne się staje, że ukrytą wiadomością, którą amerykański polityk chciał przekazać Europejczykom było szukanie ewentualnego poparcia (przynajmniej moralnego) dla ataku na Iran. Bo ta inwazja, co wynika z wypowiedzi polityków izraelskich, staje się coraz bardziej realną wizją.

I tu kryje się wyższość dyplomacji otoczenia Obamy nad dworem Busha, że ten pierwszy stara się - przynajmniej w warstwie werbalnej pokazać Europie, że jej słucha i szuka w niej pełnoprawnego partnera.