Kanada manifestuje swoje prawo do Arktyki

Kanada manifestuje swoje prawo do Arktyki

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ćwiczenia wojskowe, wizyta premiera Stephena Harpera na kanadyjskiej Północy - Kanada coraz mocniej podkreśla swoje prawa do Arktyki i nie przejmuje się przelotami rosyjskich samolotów wojskowych.
Przyczyną politycznych sporów w sprawie Arktyki jest ocieplający się klimat. Zmiany mogą otworzyć dostęp do m.in. złóż ropy i gazu w Arktyce, więc swoje roszczenia wysuwają USA, Norwegia, Dania i Rosja. Dodatkową kwestią jest przyszła możliwość żeglugi przez kanadyjski tzw. Northwest Passage. Tydzień temu rząd w Ottawie wydał oświadczenie, w którym wskazano, że dalsze prace nad rozwiązaniem problemów granicznych w Arktyce są jednym z priorytetów politycznych. Harper powiedział dodatkowo dziennikarzom, jak relacjonowała CBC, że ochrona i promocja kanadyjskiej suwerenności w Arktyce jest "priorytetem nie do negocjacji". Spór graniczny Kanady z USA dotyczy Morza Beauforta, a z Danią - kontroli nad Hans Island.

Kanadyjski rząd, w ramach wzmacniania obecności na północy, zdecydował o otwarciu całorocznej naukowej stacji arktycznej w Cambridge Bay (Nunavut) - poinformował premier Harper. Oddanie stacji do użytku zaplanowano na 2017 rok, czyli w 150-lecie powstania państwa kanadyjskiego. Kolejna decyzja rządu to utworzenie pierwszej morskiej strefy ochronnej w Arktyce. To rezerwat dla wielorybów, które na terenie obejmującym około 1800 kilometrów kwadratowych w delcie rzeki Mackenzie i na Morzu Beauforta co roku wychowują młode.

Harpera odwiedził kanadyjską Arktykę pod koniec dorocznych manewrów kanadyjskiej armii na tym terenie. Operacja Nanook, jak nazywają się ćwiczenia, trwała trzy tygodnie. Jak informowały kanadyjskie media, minister obrony Peter MacKay mówił, że manewry odgrywają główną rolę w zaznaczaniu kanadyjskiej obecności w Arktyce i są sposobem na "używanie" suwerenności. W tym roku jednak po raz pierwszy udział w ćwiczeniach wzięły wojska amerykańskie i duńskie, jednak MacKay podkreślał, jak cytowała CBC, że "jeśli kogoś zapraszasz do swojego domu, to nie oddajesz własności, ani kontroli nad swoim domem".

Nie jest raczej przypadkiem, że właśnie podczas wizyty kanadyjskiego premiera w Arktyce i manewrów wojskowych, w miniony wtorek dwa rosyjskie samoloty przeleciały w odległości 56 kilometrów od kanadyjskiego terytorium. Zostały przechwycone przez dwa kanadyjskie F-18, co oznacza, że kanadyjskie samoloty towarzyszyły rosyjskim bombowcom Tu-95, które znalazły się w kanadyjskiej strefy obrony powietrznej. W komunikacie poświęconym temu incydentowi NORAD (North American Aerospace Defence Command, istniejąca od 1958 roku organizacja zajmująca się obroną powietrzną Kanady i USA) podkreślił, że w żadnej chwili samoloty nie znalazły się w kanadyjskiej lub amerykańskiej przestrzeni powietrznej. W dodatku NORAD zaznaczył, że zarówno kanadyjskie, amerykańskie jak i rosyjskie siły powietrzne rutynowo sprawdzają możliwości działania na północy.

Dla rządu w Ottawie powtarzające się przypadki zbliżania się rosyjskich samolotów do kanadyjskiej przestrzeni powietrznej to jednak dodatkowy argument za wydaniem 9 miliardów dolarów na kupno 65 nowych F-35, samolotów w technologii stealth. Całość kontraktu, który ma być jednym z najdroższych zakupów w historii kanadyjskiego wojska, razem z umową na przeglądy techniczne i prace remontowe, ma wynieść 18 miliardów dolarów.

PAP, arb