Bułgaria odwoła ambasadorów-agentów SB?

Bułgaria odwoła ambasadorów-agentów SB?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Parlament Bułgarii przyjął deklarację wzywającą do odwołania ambasadorów, których nazwiska znalazły się na opublikowanej w grudniu liście dyplomatów-agentów komunistycznej SB. Zaapelowano również do prezydenta, by podpisał odpowiednie dekrety. Deklarację poparło 152 posłów, reprezentujących wszystkie kluby parlamentarne z wyjątkiem lewicy. Według większości parlamentarzystów bułgarska dyplomacja została zdyskredytowana. Przyjęta deklaracja ma wyrażać wolę jej oczyszczenia i dostosowania do standardów unijnej służby dyplomatycznej.
W grudniu 2010 roku komisja badająca archiwa komunistycznych służb bezpieczeństwa Bułgarii opublikowała listę dyplomatów związanych z byłą SB. Na liście było ponad 150 nazwisk, w tym 88 osób wciąż czynnych zawodowo. Z tej grupy 55 osób pracuje za granicą, a 33 to ambasadorowie. Byli agenci kierują bułgarskimi przedstawicielstwami dyplomatycznymi m.in. w Londynie, Rzymie, Watykanie, Berlinie, Madrycie, Lizbonie, Moskwie, Belgradzie, Pekinie, Tokio oraz przy ONZ w Nowym Jorku i Genewie.

Posłanka rządzącej partii GERB (Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii) Monika Panajotowa oświadczyła podczas dyskusji parlamentarnej, że o ile w latach 1997-2000 około 30 proc. bułgarskich dyplomatów było związanych z dawną SB, to w latach 2000-2010 odsetek ten zwiększył się do 50 proc., z tendencją do dalszego wzrostu. W grudniu rząd Bułgarii podjął decyzję o odwołaniu dyplomatów powiązanych z SB. Ze specjalnym listem do prezydenta zwrócił się wówczas premier Bojko Borysow.

Prezydent Georgi Pyrwanow, którego nazwisko również ujawniono w 2007 roku na liście byłych agentów, odmówił odwołania wszystkich dyplomatów, podkreślając, że sprawa każdego z nich powinna być rozpatrywana oddzielnie. Miesiąc po wybuchu skandalu nie podpisał ani jednego dekretu. Celem deklaracji parlamentu jest m.in. zmuszenie go do podjęcia decyzji.

Lider lewicy i były premier Sergej Staniszew kategorycznie sprzeciwił się deklaracji, która według niego wprowadza zasadę zbiorowej odpowiedzialności i podwójnych standardów. Staniszew powiedział, że żądając odwołania byłych agentów z placówek dyplomatycznych, rządząca partia nie sprzeciwia się obecności dawnych pracowników i współpracowników SB we własnych urzędach. Przypomniał, że byłymi agentami, których nazwiska ujawniła komisja, są m.in. szef urzędu celnego Wanio Tanow i czterech z 28 szefów regionalnych administracji. Przedstawiciele lewicy poinformowali, że karierę zawodową w SB w 1987 roku rozpoczął również wicepremier i szef MSW Cwetan Cwetanow. Według komisji lustracyjnej nie był on jednak agentem, a zwykłym pracownikiem.

PAP, arb