Najemnik będzie szkolił somalijską armię

Najemnik będzie szkolił somalijską armię

Dodano:   /  Zmieniono: 
Erik Prince założyciel firmy Blackwater, która dostarczała najemników wojskowych i ochroniarzy w Iraku i Afganistanie podjął się szkolenia oddziałów somalijskich w ramach kosztującego wiele milionów dolarów programu sponsorowanego przez kraje arabskie.
Wcześniej - jak pisze agencja AP - firma Blackwater stała się symbolem wszystkiego, co w kontraktowaniu firm zewnętrznych przez administrację USA może pójść źle. Seria kompromitujących firmę Erika Prince'a wydarzeń zmusiła ją do zmiany nazwy na Xe. Blackwater zmagała się z pozwami sądowymi od września 2007 roku, kiedy jej ochroniarze otworzyli ogień w Bagdadzie, zabijając kilkunastu nieuzbrojonych cywilów. Teraz Prince otrzymał zlecenia na szkolenie 2 tys. Somalijczyków, którzy mają walczyć z rodzima plagą piractwa.

Prince, który mieszka obecnie w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i nie jest już oficjalnie związany z założoną przez siebie firmą odmówił udzielenia wywiadu korespondentce AP w sprawie operacji w Somalii. - Wprowadzenie najemników i prywatnych firm do walki z somalijskimi piratami prowadzi do prywatyzacji wojny z bardzo niewielką dozą odpowiedzialności wobec wspólnoty międzynarodowej - ubolewa E.J. Hogendorn, analityk Międzynarodowej Grupy Kryzysowej - think tanku z siedzibą w Nairobi.

Blackwater była największą z prywatnych firm ochroniarskich zatrudnianych przez USA w Iraku. Wartość jej kontraktów sięgała setek milionów dolarów rocznie. Firma była przy tym wplątana w kilka skandali, szczególnie w tragiczny incydent w Bagdadzie z września 2007 roku. Agenci Blackwater chroniący wtedy dyplomatów amerykańskich zastrzelili niewinnych ludzi, biorąc ich - jak twierdzili - za terrorystów.

Ambicją założyciela Blackwater było w pewnym momencie przekształcenie firmy w nieformalne siły bezpieczeństwa - ramię amerykańskiej polityki zagranicznej. Prince zaproponował też CIA, że stworzy "siły szybkiego reagowania", by zająć się paramilitarnymi operacjami agencji na całym świecie.

PAP, arb