"Dlaczego Obama nie pomógł Libijczykom?"

"Dlaczego Obama nie pomógł Libijczykom?"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Barack Obama (fot. Wikipedia) 
W USA nie ustają głosy krytyki i potępienia dla administracji prezydenta Baracka Obamy za to, że nie udzieliła militarnej pomocy powstańcom w Libii. Podkreśla się, że stłumienie rebelii przez siły Muammara Kadafiego nie wyjdzie na dobre amerykańskim interesom.
Z apelem o pomoc dla Libijczyków wystąpił m.in. profesor studiów islamskich w American University w Waszyngtonie, Akbar S. Ahmed. - Prezydent Obama powiedział, że "Kadafi musi odejść", tak jakby chodziło o członka klubu dżentelmenów. A to przecież morderca, jak Hitler. Zachód musi działać już i natychmiast uchwalić wprowadzenie strefy zakazu lotów wojskowych nad Libią. Musi też dostarczyć broni rebeliantom. Kadafi ma przewagę uzbrojenia - tłumaczył prof. Ahmed. - Tak, to jest ryzykowna operacja, ale pytam się, czy Ameryka poprze idee, których jest gorącym orędownikiem, nawet jeśli wiąże się to z ryzykiem? Zachód stale mówi o demokracji, prawach człowieka, wolności, itd. Ale kiedy Libijczycy walczą właśnie o to, ogranicza się do gadania - dodał.

Administrację Obamy skrytykował także "Washington Post". "Wydaje się, że kontrrewolucja nabiera impetu na Bliskim Wschodzie. Niewielka interwencja ze strony krajów popierających rebeliantów w Libii, na przykład wprowadzenie strefy zakazu lotów wojskowych, mogłaby przeważyć szalę, przekonując pilotów i wyższych oficerów z otoczenia Kadafiego, że przyszłość nie należy do niego" - pisze waszyngtoński dziennik w komentarzu redakcyjnym. Gazeta zwraca uwagę, że "administracja prezydenta Obamy nie pokazała na razie, że posiada strategię" w odpowiedzi na wydarzenia w Libii.

Waszyngton sugeruje, żeby inicjatywa w sprawie pomocy dla powstańców przeszła w ręce ONZ lub NATO, chociaż nawet Liga Arabska poparła wprowadzenie strefy zakazu lotów, a powstańcy od dłuższego czasu błagają o pomoc. "Każda z tych opcji zawiera ryzyko dla USA, więc ostrożność Obamy jest zrozumiała. Z drugiej strony, armia Kadafiego jest słaba, a wielu Libijczyków rozpaczliwie pragnie zmian" - pisze "Washington Post".

Gazeta zwraca uwagę, że ewentualne zwycięstwo Kadafiego "także stwarza zagrożenie dla amerykańskich interesów". "Ponownie wzmocniony dyktator będzie prawdopodobnie zdecydowanie nieprzyjaźnie nastawiony do Zachodu. A inni despoci dojdą do wniosku, że bezlitosna zemsta w stylu Kadafiego przynosi lepsze wyniki niż ustępstwa na rzecz aspiracji narodu, jak w Egipcie i Tunezji" - czytamy w artykule redakcyjnym.

W tym samym wydaniu "Washington Post" administrację krytykuje także były ambasador USA przy ONZ Zalmay Khalilzad. Zarzuca on Obamie bierność i przyjęcie niewłaściwej strategii wobec "wiosny ludów" w świecie arabskim. Polega ona - zdaniem byłego ambasadora - na reagowaniu osobno na kryzysy w poszczególnych krajach, zamiast całościowego planu. "Podejście to nie jest właściwe wobec wyzwań, jak i szans stwarzanych z tego politycznego zamętu. Jak na razie, przyniosło w najlepszym wypadku mieszane rezultaty" - pisze Khalilzad.

PAP, arb