Tymoszenko chce postawić przed sądem Janukowycza

Tymoszenko chce postawić przed sądem Janukowycza

Dodano:   /  Zmieniono: 
Julia Tymoszenko (fot. WPROST) Źródło:Wprost
Była premier Ukrainy Julia Tymoszenko, sądzona za zawarcie niekorzystnych umów gazowych z Rosją w 2009 roku, domaga się wytoczenia procesu prezydentowi Wiktorowi Janukowyczowi, który w 2007 roku również zaakceptował niedogodne dla swego kraju kontrakty.
Adwokaci byłej szefowej rządu zażądali wszczęcia śledztwa przeciwko Janukowyczowi, który będąc premierem przed czterema laty zgodził się na podwyżkę ceny kupowanego w Rosji gazu, a jednocześnie przystał na pozostawienie niezmienionej ceny za tranzyt błękitnego paliwa przez ukraińskie terytorium. - Jeśli mamy kierować się logiką prokuratury, mieliśmy wówczas do czynienia z taką samą sytuacją, co dziś - tłumaczyła wcześniej Tymoszenko.

W 2007 roku Ukraina płaciła 130 dolarów za 1000 metrów sześciennych rosyjskiego gazu. Pod koniec tamtego roku ówczesny ukraiński minister paliw i energetyki w rządzie Janukowycza, Jurij Bojko, zawarł porozumienie z rosyjskim Gazpromem, w wyniku którego cena gazu na 2008 rok wzrosła do 179,5 dolara za 1000 metrów sześciennych.

Na przełomie 2008 i 2009 roku, gdy premierem Ukrainy była Tymoszenko, między Rosją a Ukrainą doszło do ostrego konfliktu gazowego. Został on rozwiązany, gdy Tymoszenko porozumiała się z premierem Rosji Władimirem Putinem, że cena błękitnego paliwa dla Ukrainy wyniesie 450 dolarów za 1000 metrów sześciennych. Obecne władze Ukrainy uważają tę umowę za niekorzystną i zarzucają Tymoszenko, że godząc się na warunki Rosjan działała na szkodę państwa.

W toczącym się obecnie procesie sądowym Tymoszenko występuje jako oskarżona o nadużycie uprawnień przy podpisywaniu kontraktów gazowych z Rosjanami. W trakcie procesu była premier została aresztowana, gdyż sąd uznał, iż utrudnia ona dochodzenie do prawdy. Tymoszenko twierdzi, że działania wokół niej są motywowane chęcią usunięcia jej z polityki - jeśli zostanie skazana wyrokiem sądowym, nie będzie miała prawa kandydowania ani w wyborach prezydenckich, ani parlamentarnych.

PAP, arb