Rywal prezydent Liberii, Tubman, były dyplomata ONZ, zaapelował do zwolenników, by zbojkotowali głosowanie. Twierdzi on, że podczas pierwszej tury dopuszczono się nadużyć i fałszerstw wyborczych. 7 listopada w siedzibie jego partii, Kongresu na rzecz Demokratycznej Zmiany, w Monrowii w czasie protestu zwolenników opozycyjnego kandydata policja otworzyła ogień do zgromadzonych. Według przedstawicieli ugrupowania, zginęło co najmniej czterech ludzi. Agencja AFP informuje z kolei o dwóch ofiarach śmiertelnych. Władze zaprzeczają, by użyto ostrej amunicji - w sprawie tej otwarto jednak śledztwo.
11 października Sirleaf otrzymała 43,9 proc. głosów, a Tubman - 32,7 proc. Aby uniknąć dogrywki głosowania zwycięzca musiał uzyskać co najmniej 50-procentowe poparcie. Frekwencja podczas głosowania wyniosła 71 proc. Przed miesiącem Liberyjczycy wybrali też członków Senatu i Izby Reprezentantów. Wybory do parlamentu wygrało ugrupowanie obecnej prezydent, czyli Partia Jedności. Międzynarodowi obserwatorzy uznali wybory za wolne i przejrzyste. Zarówno USA, jak i ONZ ostro skrytykowały wezwanie do bojkotu głosowania, wystosowane przez Tubmana. Obserwatorzy zwracają uwagę, że bojkot nie pozbawi Sirleaf zwycięstwa, ale może umniejszyć jego znaczenie.W latach 1983 i 2003 w Liberii doszło do dwóch wojen domowych, które pochłonęły ok. 250 tys. ofiar śmiertelnych i doprowadziły do ruiny gospodarkę kraju.
PAP, arb