Co najmniej 10 syryjskich żołnierzy zginęło o świcie w ataku przeprowadzonym przez rebeliantów walczących z reżimem prezydenta Baszara el-Asada - podało Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka z siedzibą w Londynie.
Obserwatorium informuje, że grupa dezerterów zaatakowała wojskowy punkt kontrolny w 90-tysięcznym mieście Maarrat an-Numan, które leży w prowincji Idlib, na zachodzie Syrii. Od 9 marca trwa ofensywa wojsk rządowych w tym górskim regionie, graniczącym z Turcją. Celem ofensywy jest stłumienie antyreżimowego powstania i przejęcie kontroli nad miastem Idlib oraz innymi miejscowościami, gdzie chronią się rebelianci.
W mieście Idlib, oddalonym o godzinę drogi od Maarat al-Numaan, wciąż trwają walki. Siły rządowe kontrolują tylko część miasta - 12 marca armia bombardowała dzielnice Dbejt i As-Saura. Według świadków po ulicach krążą czołgi i pojazdy opancerzone, przerwane są dostawy wody i prądu, nie działają telefony komórkowe i stacjonarne. W wyniku gwałtownych starć między wojskiem a rebeliantami zarówno w mieście, jak i w całej prowincji Idlib zginęło w ostatnich dniach kilkanaście osób.
Przeciwnicy prezydenta Asada obawiają się, że w Idlib dojdzie do takiej ofensywy sił wiernych reżimowi jak w zbuntowanym Hims, zdobytym przez wojska Asada 1 marca po prawie miesięcznym oblężeniu i intensywnym bombardowaniu.
Rewolta w Syrii przeciwko reżimowi Asada trwa od roku. Według szacunków ONZ w wyniku tłumienia antyprezydenckich wystąpień przez siły rządowe oraz starć z dezerterami z armii zginęło co najmniej 7500 ludzi. Opozycja syryjska mówi z kolei o co najmniej 8,5 tys. ofiar, w większości cywilów. Władze syryjskie o rewoltę oskarżają "terrorystów", którzy chcą podzielić kraj.PAP, arb