Latasz samolotem? Amerykanie poznają twój numer telefonu

Latasz samolotem? Amerykanie poznają twój numer telefonu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Linie lotnicze będą przekazywały USA dane swoich pasażerów (fot. EPA/ROBERT SCHLESINGER/PAP)
Komisja ds. swobód obywatelskich PE zgodziła się na umowę w sprawie przekazywania USA danych pasażerów lotniczych (tzw. dane PNR) w ramach walki z terroryzmem. W 2007 r. PE zakwestionował podobną umowę, wskazując na konieczność ochrony prywatności. Tym razem pozytywny wynik głosowania w komisji ds. sprawiedliwości i swobód obywatelskich (31 głosów za, 23 przeciw, jeden wstrzymujący się) daje podstawy, by sądzić, że cały Parlament Europejski także poprze tę umowę w głosowaniu 19 kwietnia w Strasburgu.
Dane PNR (Passenger Name Records) to informacje, jakie o swoich pasażerach zbierają linie lotnicze przy rezerwacji biletu i odprawie. Chodzi o takie dane jak imię i nazwisko podróżującej osoby, trasa lotu, numer miejsca, informacja o bagażu, adres i numer telefonu pasażera, informacja o środku płatniczym (np. numer karty kredytowej). PNR obejmuje też dane wrażliwe związane m.in. z wyborem posiłku wynikającym z  wyznawanej religii czy też informacje o zdrowiu pasażerów (np. gdy pasażer zgłosi, że potrzebuje opieki na lotnisku lub w samolocie).

Do trzech razy sztuka

Jeżeli PE, wzorem swej komisji parlamentarnej, da umowie o PNR zielone światło, po ośmiu latach zakończą się wywołujące wiele emocji i  kontrowersji próby wynegocjowania między UE a USA stałej umowy o  przekazywaniu amerykańskim służbom przez linie lotnicze danych pasażerów. Pierwszą taką umowę z 2004 roku anulował Trybunał Sprawiedliwości UE. Kolejną, wynegocjowaną w 2007 roku z USA przez Komisję Europejską i rządy, zakwestionował w maju 2010 roku PE, który do tego czasu, po wejściu w życie Traktatu z Lizbony, zyskał nowe kompetencje w zakresie umów międzynarodowych. Wskazując na  niewystarczającą ochronę danych osobowych, europosłowie zmusili rządy i  KE do wypracowania zupełnie nowej umowy, w której uwzględniono ich postulaty.

W listopadzie 2011 roku KE wynegocjowała, a  miesiąc później ministrowie spraw wewnętrznych państw UE zatwierdzili nową umowę o PNR między UE a USA. KE zapewnia, że nowe porozumienie gwarantuje lepszą ochronę danych osobowych pasażerów. Porozumienie przewiduje m.in., że dane pasażerów będą przechowywane przez amerykańskie służby w tzw. aktywnej bazie danych przez pięć lat, natomiast już po 6 miesiącach staną się "zdepersonalizowane", co  oznacza, że np. nazwisko i numer telefonu pasażera będą zamazane. Przez kolejne 10 lat dane będą przechowywane w tzw. bazie uśpionej, gdzie będą udostępniane na wniosek pewnych służb USA, zgodnie z surowymi zasadami. Potem mają być wykasowane. To postęp, bo umowa z 2007 roku, która obowiązuje teraz jako tzw. porozumienie prowizoryczne (musi wygasnąć najpóźniej w 2014 roku), zakładała jeszcze dłuższe okresy dostępu do danych, a dopiero po 15 latach ich "depersonalizację".

Do czego USA wykorzystają twoje dane?

Zgodnie z nową umową linie lotnicze będą dalej przekazywać dane PNR do Departamentu Bezpieczeństwa USA. Celem jest zapobieganie terroryzmowi i poważnym zbrodniom międzynarodowym. Za takie w prawie amerykańskim uważa się zbrodnie, za które grozi kara przynajmniej trzech lat więzienia. PNR mogą być też wykorzystywane w indywidualnych przypadkach "poważnego zagrożenia" lub na wniosek sądu USA. Ponadto dane PNR będą mogły być użyte "do identyfikacji osoby, która mogłaby być obiektem dalszego sprawdzenia" - brzmi zapis umowy. To właśnie ten zapis wywołał największą krytykę europosłów. Zdaniem holenderskiej eurodeputowanej ten zapis umożliwia USA wykorzystanie danych PNR w dziedzinie nielegalnej imigracji i dlatego zaapelowała o odrzucenie umowy. "Za" głosowali jednak posłowie największej, chadeckiej grupy Europejskiej Partii Ludowej, a także konserwatyści. Przeciw byli liberałowie, komuniści i Zieloni, a socjaldemokraci się podzielili.

Zwolennicy nowej umowy argumentują, że bez zgody PE na nowe porozumienie linie lotnicze mogłyby się znaleźć w tzw. prawnej próżni, bo europosłowie mogliby wówczas zagłosować za anulowaniem także umowy z  2007 roku. Najpewniej USA musiałyby wówczas uciekać się do umów bilateralnych z poszczególnymi krajami UE, co mogłoby oznaczać jeszcze mniejszą ochronę danych osobowych.

PAP, arb