Afganistan: zwycięstwo USA, szczęście talibów

Afganistan: zwycięstwo USA, szczęście talibów

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. sxc
Paradoksalnie z sukcesu, jakim dla USA stało się przekonanie Pakistanu do otwarcia zablokowanych przez ponad pół roku tras dostawczych dla wojsk koalicji w Afganistanie, ucieszyli się talibowie. Dla nich i dla NATO dostawy zaopatrzenia umożliwiają działanie.

Według agencji Associated Press jest to recepta na konflikt bez końca.

Rebelianci zgarniają miliony dolarów od afgańskich firm ochroniarskich, po cichu płacących im za nieatakowanie konwojów w drodze z Pakistanu do baz koalicji w Afganistanie. USA proceder ten usiłowały ukrócić, jednak bez większego powodzenia.

Konwoje atakowane są też na terytorium samego Pakistanu. Tam jednak opłacanie haraczu przez przewoźników nie jest tak powszechne, prawdopodobnie z uwagi na mniej dogodne warunki do ataku na pakistańskich trasach.

Rząd w Islamabadzie zamknął lądowe szlaki zaopatrzenia wojsk koalicji w listopadzie 2011 roku w reakcji na śmierć 24 pakistańskich żołnierzy, którzy zginęli, kiedy śmigłowce amerykańskie przez pomyłkę ostrzelały dwa pakistańskie posterunki na granicy z Afganistanem. Pakistańczycy domagali się bezwarunkowych przeprosin od USA.

Zamknięcie granicy znacząco uszczupliło bojownikom w południowym i wschodnim Afganistanie dopływ gotówki. Kosztowało też drożej Amerykanów, którzy musieli przesyłać więcej zaopatrzenia do Afganistanu przez Azję Środkową, płacąc dodatkowo 100 mln dolarów miesięcznie.

Od blokady swoich dróg lądowych Pakistan odstąpił na początku lipca i pierwsze ciężarówki z zaopatrzeniem dla NATO w Afganistanie ruszyły znów przez przejścia Chaman w Beludżystanie i Torkham w okręgu Chajber na terytoriach plemiennych.

Formalne porozumienie w sprawie zaopatrzenia wojsk NATO przez granicę pakistańsko-afgańską podpisano we wtorek; w zamian za odblokowanie szlaków USA odblokowały ponad miliard dolarów w formie pomocy wojskowej dla Pakistanu.

W wywiadzie dla agencji AP jeden z dowódców talibów w prowincji Ghazni na wschodzie Afganistanu powiedział, że zamknięcie dróg przez Pakistan wpędziło ich w "prawdziwe kłopoty". "Dochody spadły paskudnie. Dlatego rebelia nie mogła być tak silna, jak planowaliśmy" - podkreślił.

Z kolei dowódca z położonej na południu prowincji Kandahar wyjaśnił, że pieniądze od firm ochroniarskich mają dla rebelii kluczowe znaczenie: kupuje się za nie broń, amunicję i opłaca ludzi. "Dlatego zaopatrzenie dla NATO jest dla nas bardzo ważne" - zaznaczył.

Żaden z rozmówców agencji AP nie podał, ile zarabiają na konwojach.

W zeszłym roku amerykańscy wojskowi oceniali, że do rąk talibów, współpracujących z nimi przestępców i powiązanych z nimi różnych wpływowych osób trafiło 360 mln dolarów. Ponad połowa tych pieniędzy przepłynęła przez wart 2,1 mld dolarów kontrakt na przewóz ogromnych transportów żywności, wody i paliwa dla amerykańskich wojsk na terenie Afganistanu.

Choć do rąk talibów i bojowników wpłynęła jedynie nieduża część z 360 mln dolarów, jest to dość pieniędzy na mało wyrafinowaną broń, jaką się posługują.

W sprawie jednego z ustosunkowanych ludzi, właściciela prywatnej firmy ochroniarskiej, o którym wiadomo było, że dostarcza talibom broń, wojsko USA przeprowadziło dochodzenie. Otrzymywał on zapłatę od przewozowej firmy współpracującej z Amerykanami i w ciągu ponad dwóch lat przekazał 8,5 mln dolarów do nielegalnego kantoru wymiany, z którego korzystali rebelianci.

Raport Kongresu USA z 2010 roku, zatytułowany "Watażka SA" stwierdzał, że firmy przewozowe płacą rocznie za ochronę konwojów z zaopatrzeniem dziesiątki milionów dolarów lokalnym watażkom w całym Afganistanie. Niektórzy z przewoźników opłacają się talibom.

Szef amerykańskich służb antykorupcyjnych w Afganistanie generał Richard Longo powiedział, że we wrześniu 2011 roku wojsko zawarło kontrakt, wartości ok. 1 mld dolarów, z nowymi przewoźnikami. Wynika z niego zmniejszenie haraczu płaconego rebeliantom dzięki zapewnieniu większej przejrzystości przy zatrudnianiu podwykonawców. Niemniej całkowite wyeliminowanie nielegalnego transferu pieniędzy jest bardzo trudne.

"Sugerowanie, że do wroga w ogóle nie trafią pieniądze, byłoby z mojej strony naiwnością - powiedział Longo. - Uważam, że nadal płyną do przestępców i myślę, że tu znajduje się splot powiązań między przestępcami a rebeliantami".

Według prze­wod­ni­czą­cego pod­ko­mi­sji ds. bez­pie­czeń­stwa na­ro­do­we­go Izby Re­pre­zen­tan­tów Johna Tierneya, który przedstawiał raport "Watażka SA", wspomniany kontrakt zacieśnia nadzór nad przewoźnikami i daje większą przejrzystość, ale "ministerstwo obrony musi podejmować agresywniejsze kroki, by zapewnić bezpieczeństwo personelowi wojskowemu i chronić pieniądze amerykańskiego podatnika przed wyciekaniem do rąk wrogów w Afganistanie".

Dowódcy talibów, z którymi rozmawiała agencja AP, mówią, że wykorzystywana też przez Amerykanów do transportu zaopatrzenia trasa północna przez Azję Środkową jest znacznie mniej opłacalna dla rebeliantów, ponieważ przez wschodni i południowy Afganistan jedzie znacznie mniej ciężarówek, od których można pobierać myto, a przewoźnicy mają mniej środków na płacenie haraczu. Jak komentuje AP, nie jest jasne, czy jest to rezultat nowych kontraktów na dowóz zaopatrzenia dla wojska.

Talibscy dowódcy są zdecydowani wydrzeć swoją dolę od przejazdu ciężarówek zaopatrzeniowych jadących przez Pakistan. "Inkasujemy pieniądze od każdej ciężarówki przejeżdżającej przez nasz teren. Jeśli nie zapłacą, zaopatrzenie nie dotrze na miejsce, albo muszą liczyć się z atakami po drodze" - powiedział dowódca działający w prowincji Ghazni.

eb, pap