Debaasyfikacja

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prawdę o Husajnie skrywają masowe groby. W nich Irakijczycy szukają dziś swych bliskich - Agata Jabłońska z Iraku.
Nie rozumiesz? Ja muszę się dowiedzieć, czy ona tu jest. Własnymi rękami rozgrzebię ziemię, żeby sprawdzić. A jak jej nie znajdę, to pojadę do następnego masowego grobu i go przeszukam - tłumaczył Daghir Ahmad, gdy amerykański żołnierz zagrodził mu drogę pod Mahawill, 90 kilometrów od Bagdadu, gdzie odkopano ostatnio masową mogiłę. Jedną z dziesiątek znalezionych w Iraku od zakończenia wojny.

Daghir wrócił do Bagdadu zaraz po wojnie. Nie mógł czekać dłużej. Musiał się dowiedzieć, co się stało z jego żoną. Ich córka, Azhar, została w Londynie. Daghir pokazuje zdjęcie - wdzięczącą się dwunastolatkę na wózku inwalidzkim. - W 1993 r. naraziłem się sąsiadowi, prominentnemu członkowi partii Baas. Nic wielkiego, zwykła sąsiedzka sprzeczka. Doniósł na mnie, nawet nie wiem, co nagadał. Najpierw szukała mnie policja, ale kiedy zaczął wypytywać Muchabarat [iracki wywiad - przyp. red.], wiedziałem, że nie wyjdę z tego żywy. Uciekłem na północ, do Kurdystanu, a dwa miesiące później udało mi się dostać do Wielkiej Brytanii - opowiada Daghir. W Bagdadzie zostawił żonę, Jassmin, z dwuletnią wówczas córką.

Kilka dni po jego ucieczce Jassmin zabrano na przesłuchanie. Nawet gdyby chciała, nie mogła nic powiedzieć, bo nie wiedziała, co się dzieje z mężem. Wówczas oficerowie zaczęli wypytać dziecko: - Kiedy ostatnio ojciec był w domu? Kiedy dzwonił? Na oczach Jassmin połamali dziewczynce nogi i miednicę. Azhar nigdy nie będzie chodzić.

Dzięki kuzynowi Daghira wysoko postawionemu w Baas, w 1995 r. dziewczynkę udało się wywieźć do Londynu. Jassmin od czasu przesłuchania nikt nie widział. - Kiedy spotykałem się z rodakami w Londynie, mówili, że gdy słyszą słowo "Irak", czują, jakby ktoś ich wołał. Kiedy ja słyszę słowo "Irak", mam w uszach krzyk Jassmin, gdy się nad nią znęcano, i płacz naszego torturowanego dziecka - mówi Ahmad.

Uciekinierzy z Iraku od lat próbowali alarmować świat. Wśród wielu dowodów zbrodni nie było jednak żadnych na istnienie masowych grobów. Dziś okazuje się, że jest ich znacznie więcej, niż kiedykolwiek podejrzewano, a ci, którzy w Iraku zostali, wiedzieli dobrze i o ich istnieniu, i o tym, gdzie się znajdują. - Widzieliśmy, jak zwożą ciała. Później armia ogrodziła to miejsce i nikomu nie pozwoliła się zbliżać. Od 1991 r. grobu używano wiele razy. Po raz ostatni widzieliśmy, jak zwozili tu ciała dwa i pół roku temu. Każdy w okolicy wiedział o tym, ale siedzieliśmy cicho - mówił mi rolnik, którego pole znajduje się niedaleko masowego grobu w Ad-Diwaniji na południu Iraku. W trzech dołach jest po kilkaset ciał, głównie Kurdów.

Amnesty International sporządziła listę zaginionych. Figuruje na niej 17 tys. nazwisk. Z pewnością większość tych ludzi zamordowano i pogrzebano w masowych grobach. Dotychczas największe masowe groby znaleziono w okolicach Basry (mówi się o ponad 5 tys. ciał), w Mahawill (3 tys.), Nadżafie (1,5 tys.) i Babilonie (ponad trzysta). To bardzo niekompletna mapa zbrodni.

Jak rozpoznać ciało po dziesięciu latach? Jassmin miała obrączkę na palcu i mały pierścionek z zielonym oczkiem, ale zabójcy mogli ukraść biżuterię. Daghir zna wszystkie ubrania żony, może dzięki nim ją rozpozna. Na pewno nie miała przy sobie żadnych dokumentów - rodzina ustaliła, że zostały w domu. Mimo to Daghir wierzy, że zdoła znaleźć coś, co pozwoli mu zidentyfikować ciało.

- Poszedłem do domu sąsiada, który na mnie doniósł. Dziesięć lat wystarczy, by przetrawić w sobie nienawiść. Nie chciałem się na nim mścić, ale porozmawiać. Myślałem, że może będzie mógł mi dać jakąkolwiek wskazówkę, gdzie ją zabrali, kto ją przesłuchiwał - mówi Daghir. - Ten człowiek nie żyje. Został zastrzelony kilka dni przed moim przyjazdem.

W ekskluzywnej dzielnicy Bagdadu Monsour przy drzwiach wejściowych do domu, który należał do Ahmada Jossuira, tkwią jeszcze kule. Sąsiedzi opowiadają, że 20 kwietnia przed siódmą rano przyszło do niego dwóch mężczyzn. Stali przed drzwiami i rozmawiali z nim. Po krótkiej wymianie zdań jeden z nich strzelił mu w głowę. Potem drugi otworzył ogień z karabinu maszynowego. Wszystko trwało najwyżej minutę. Nikt z sąsiadów nie użala się nad losem Ahmada. Wszyscy zgodnie powtarzają, że wykorzystując wpływy w partii, wyrządził ludziom wiele krzywdy.

W Bagdadzie mówi się o setkach wypadków takich jak ten, o mordowaniu członków Baas. Według zeznań świadków, zabójstwa odbywają się zawsze według podobnego scenariusza - dwóch, czasem trzech mężczyzn zjawia się rano, jeden strzela z pistoletu, drugi z karabinu. Również sprawa aresztowań dawnych członków partii może budzić wiele wątpliwości. Niemal każdy z nowych przywódców politycznych w Iraku ma własną "policję". Jeden z byłych irackich ministrów (ukrywa się, bo był w Baas, a nie dlatego, że jest poszukiwany listem gończym), twierdzi, że kilka dni temu próbowali go aresztować ludzie przedstawiający się jako "funkcjonariusze sił Ahmada Szalabiego", szefa Irackiego Kongresu Narodowego. Podobno z takimi "misjami" żołnierzy wysyła również Abdul Aziz al Hakim, brat przywódcy Najwyższej Rady Rewolucji Islamskiej.

Agata Jabłońska

Pełny tekst w najnowszym 1070 numerze, w sprzedaży od poniedziałku 26 maja

W numerze także: PIT-ania zasadnicze (Rząd odłożył przyjęcie programu Kołodki. I słusznie! Po co drażnić społeczeństwo przed referendum?)