Łużkow i przewodniczący Rady Federacji Siergiej Mironow byli najwyższymi rangą przedstawicielami władz, jacy pojawili się przed dawnym centrum teatralnym, w którym przed rokiem czeczeńscy rebelianci wzięli ponad 900 zakładników i trzymali ich przez 57 godzin.
Oprócz Łużkowa i Mironowa pojawili się m.in. deputowany do Dumy Państwowej i dawny śpiewak radzieckiej estrady Josif Kobzon oraz lekarz Leonid Roszal. Obaj w czasie wielogodzinnego dramatu prowadzili rozmowy z terrorystami i wyprowadzili kilkunastu zwolnionych zakładników.
Obchodom sprzeciwiała się część byłych zakładników i rodzin ofiar - ich zdaniem, władze ponoszą znaczną część odpowiedzialności za śmierć 130 zakładników. Ogromnej większości nie zabili Czeczeni, lecz gaz użyty przez rosyjskie siły specjalne przy opanowywaniu teatru zajętego przez terrorystów.
Władzom moskiewskim byli zakładnicy przypominają często odmowę wypłaty odszkodowań za straty moralne, których domaga się grupa około 60 ofiar Dubrowki.
"Dla nas to dzień tragedii i bólu. Oczywiście każdy z nas może przyjść pod budynek, jednak nie zamierzamy w żaden sposób włączać się do obchodów" - powiedział w przededniu rocznicy koordynator organizacji "Nord-Ost" Paweł Finogienow, który rok temu stracił brata. ("Nord-Ost" to nazwa musicalu, którego przedstawienie przerwali terroryści).
Do dziś zdania na temat tego, co wydarzyło się przed rokiem w pobliżu centrum Moskwy, są wśród Rosjan bardzo podzielone.
Część opinii publicznej twierdzi, że władze musiały użyć gazu, choć oznaczało to zgodę na śmierć części wyczerpanych zakładników. W przeciwnym wypadku - według nich - terroryści mogli wysadzić budynek w powietrze. Inni z kolei są zdania, że nie ma dowodów, jakoby Czeczeni istotnie byli w stanie to zrobić. Opinie na ten temat są podzielone także wśród samych byłych zakładników.
Z opublikowanego w środę sondażu wynika, że 63 proc. Rosjan zgadza się raczej z tezą uzasadniającą użycie gazu. O tym, czy Rosja istotnie przekroczyła granicę usprawiedliwionej walki z terroryzmem i naruszyła prawo własnych obywateli do życia zadecydować ma Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, który przyjął skargę w tej sprawie.
rp, pap