Premier Koizumi od czasu objęcia urzędu premiera w 2001 roku trzykrotnie już odwiedził sintoistyczną świątynię, uważaną przez wielu za symbol japońskiego militaryzmu. Po raz pierwszy jednak stało się to w dzień Nowego Roku, kiedy Japończycy tłumnie odwiedzają różne świątynie i modlą się o pomyślny rok.
Na pytanie, czy nie obawia się reakcji Chin i Korei, które podczas ostatniej wojny były celem japońskiej agresji, Koizumi odpowiedział, że "poszanowanie historii, tradycji czy obyczajów innego kraju nie podlega komentarzom". Jednocześnie podkreślił, że w świątyni "modlił się o pokój i pomyślność" swego kraju i zapewnił, że Japonia nigdy już nie podejmie żadnej wojny.
Ten symboliczny i kontrowersyjny zarazem gest japońskiego premiera, ze względu na militarystyczną przeszłość Japonii, wywołał natychmiastowe protesty Chin i innych państw sąsiednich.
Chiński wiceminister spraw zagranicznych Wang Yi wezwał do siebie charge d'affaires Japonii w Pekinie, przekazując mu wyrazy "głębokiego oburzenia" i "zdecydowanego potępienia gestu, który obraża uczucia ofiar wojny". "Jeśli przywódcy japońscy będą w dalszym ciągu odwiedzali świątynię Yasukuni, zaszkodzi to interesom Japonii" - ostrzegł.
Czwartkowe odwiedziny Yasukuni przez Koizumiego potępiła też Korea Południowa. Wizyta budzi "niepokój i gniew" - podkreśliło tamtejsze MSZ w ogłoszonym w czwartek oświadczeniu.
em, pap