Zginął Waldemar Milewicz! (aktl.)

Zginął Waldemar Milewicz! (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Waldemar Milewicz, najsłynniejszy reporter wojenny "Wiadomości", zastrzelony w Iraku. Wraz z nim zginął pracujący dla TVP algierski montażysta Mounyr Beouamrane, ranny jest operator Jerzy Ernst.
Informację tę podała oficjalnie Telewizja Polska. Dodała, że ekipa TVP wyjechała z Polski do Iraku 4 maja. W piątek zmierzała do Obozu Babilon, w którym stacjonują polscy żołnierze i akredytowani są dziennikarze.

Według towarzyszącego ekipie irackiego przewodnika Assira Kamela al-Kazzaza, który pierwszy poinformował o tragicznym wydarzeniu, dziennikarze zostali zastrzeleni przez nieznanych sprawców. "Samochód podjechał od tyłu i jego pasażerowie otworzyli ogień do naszego samochodu, zabijając polskiego dziennikarza" - relacjonował w szoku przewodnik Kazzaz. "Wtedy zatrzymaliśmy się i ja wysiadłem, razem z dziennikarzem algierskim i polskim kamerzystą. Ale napastnicy zawrócili i na nowo otworzyli ogień. Zabili dziennikarza algierskiego i ranili Polaka" - powiedział.

Jego relację potwierdził telewizyjnym "Wiadomościom" ranny operator Jerzy Ernst. Według niego, dziennikarze zostali ostrzelani z ciężkiej broni maszynowej.

Wybraliśmy bezpieczniejszą drogę w kierunku Nadżafu - uważa operator.

"Wyjechaliśmy o godzinie 8.15, może 8.20, sprzed hotelu Palestyna. Poza Badgadem okazało się, że autostrada jest zablokowana przez wojsko, więc kierowca, który wcześniej pracował z innymi stacjami wybrał inną drogę, mówiąc, że jest bezpieczna" -  relacjonował Ernst w specjalnym wydaniu "Wiadomości".

"Ja siedziałem na przednim siedzeniu, Mundi (Bouamrane) siedział za kierowcą, a Waldek siedział za mną. W pewnym momencie nastąpiła seria strzałów z jakiejś chyba ciężkiej broni i z dosyć bliska, ponieważ było wszystko słychać" - opowiadał Ernst.

"Wszyscy schyliliśmy się, kierowca jakby jechał, ale szyby się sypały i wszystko się sypało. Nie wiem dokładnie, jak to było, w  każdym razie po pierwszej serii, która trwała 30,40 sekund, była chwila ciszy, za chwilę była kolejna seria. (...) Ta pierwsza seria była długa, spowodowała, że samochód sam zatrzymał się na  środku pobocza" - relacjonował operator.

Ernst stanowczo zaprzeczył informacjom podanym wcześniej przez amerykańskie dowództwo w Iraku, że samochód wjechał na minę. "To  nieprawda, tam nie było żadnej miny. (...) Na minę na pewno nie  wjechaliśmy" - mówił.

"Po tej pierwszej serii Mundi zaczął krzyczeć i z kierowcą wyskoczyli z samochodu - ja nie mogłem wyjść, bo mnie było trudno z tą kamerą się wydostać. Spojrzałem na Waldka, który siedział na  siedzeniu, był blady" - opowiadał Ernst. Jak powiedział, w chwilę później kierowca podszedł do Milewicza od strony pasażera.

"Próbował go wyciągnąć, w tym czasie znowu zaczęli strzelać, a ja rzuciłem się na siedzenie kierowcy razem z kamerą i wtedy zostałem trafiony pod łokciem prawej ręki. Mam przestrzeloną kość i  uszkodzony nerw, nie ruszam dwoma palcami".

"Nie wiem ile to było (czasu), bo później znowu zaczęli strzelać" - mówił Jerzy Ernst.

Operator kamery został postrzelony w rękę. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo - zapewnił polski charge d'affaires w Bagdadzie Tomasz Giełżecki. Rany są jednak poważne i kamerzysta będzie wkrótce operowany w  amerykańskim szpitalu wojskowym nr 31 na terenie Bagdadu. Jest przy nim polski konsul. Ernst kontaktował się już z rodziną.

Z miejsca ataku zabrali go miejscowi mieszkańcy i zawieźli do pobliskiego ambulatorium, skąd przewieziono go do szpitala w Mahmudii, a  następnie przetransportowano do Bagdadu. Ciała zabitych pozostały w szpitalu w Mahmudii i wkrótce także zostaną przewiezione do Bagdadu.

W strefie na południe od Bagdadu, gdzie doszło do tragedii, często zdarzają się ataki irackich partyzantów na przejeżdżające konwoje. W listopadzie zeszłego roku w tej okolicy zginęło siedmiu agentów hiszpańskiego wywiadu.

Jak powiedział polski charge d'affairs, generalnie dziennikarze w  Iraku poruszają się na własną odpowiedzialność. MSZ doradza bowiem wszystkim obywatelom naszego kraju, by rezygnowali z  przyjazdu do Iraku. Tych, którzy przyjeżdżają, ambasada ostrzega przed niebezpieczeństwem.

Powszechnie wiadomo, że obie drogi z Bagdadu nie są bezpieczne. Mimo dużego ruchu lokalnego, na trasie ze stolicy do Obozu Babilon istnieje "wysoki stopień ryzyka" - powiedział Giełżecki.

Sztab Generalny Wojska Polskiego, który wyraził głębokie ubolewanie z powodu tragicznej śmierci dwóch pracowników TVP w Iraku, poinformował, że wojsko udzieli pomocy w ewakuacji rannego operatora i przewiezieniu do kraju ciał zabitych.

"Wszyscy dziennikarze akredytowani przy wielonarodowej dywizji sił stabilizacyjnych w Iraku postępują ściśle wedle określonych zasad i mają zapewnioną ochronę oraz współdziałanie. Tragiczny w skutkach incydent wydarzył się poza strefą odpowiedzialności wielonarodowej dywizji" - napisał w oświadczeniu rzecznik prasowy szefa SG płk Zdzisław Gnatowski. Poinformował, że ekipa TVP nie występowała z wnioskiem o akredytację i nie zgłaszała faktu pobytu w Iraku; nie zgłaszała też żadnych potrzeb służbom prasowym MON i sztabowi dywizji.

***

"Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, czy ryzykuję swoje życie. Kiedy coś się dzieje, muszę tam być" - powiedział Waldemar Milewicz w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" w lutym 2000 roku.

"Bałem się nieraz, ale bardziej po fakcie, niż w trakcie rozgrywającego się dramatu. Wtedy najlepiej wyłączyć wyobraźnię. Strach paraliżuje. Nie zastanawiam się nad tym, co może się ze mną stać, tylko w jaki sposób dotrzeć na miejsce i zrobić materiał filmowy, nagrać korespondencję. To moja praca" - mówił.

Waldemar Milewicz zasłynął jako reporter wojenny. Od wielu lat tworzył reportaże z dotkniętych wojnami i katastrofami zakątków świata m.in. z Bośni, Czeczenii, Kosowa, Abchazji, Ruandy, Kambodży, Somalii, Etiopii, a ostatnio także z Iraku.

W ostatnim czasie reportaże Milewicza nadawano w programie "Dziwny jest ten świat" w Programie 1 TVP. W 2004 r. widzowie mieli okazję obejrzeć jego materiały m.in. z dotkniętej trzęsieniem ziemi Turcji oraz z Madrytu po marcowym zamachu terrorystycznym.

Waldemar Milewicz urodził się 20 sierpnia 1956 roku w Dobrym Mieście. Ukończył studia na wydziale psychologii. W Telewizji Polskiej pracował od 1981 roku. Najpierw w Naczelnej Redakcji Dzienników Telewizyjnych, a następnie w Telewizyjnej Agencji Informacyjnej. Od 1991 roku był publicystą redakcji zagranicznej "Wiadomości". Zajmował się także problematyką integracji europejskiej i bezpieczeństwa na naszym kontynencie. Docierał z kamerą wszędzie tam, gdzie działo się coś dramatycznego, gdzie cierpieli ludzie.

Był laureatem wielu prestiżowych nagród, m.in. przyznanej przez Johns Hopkins University w Waszyngtonie za reportaż "Czeczenia - 6 dni wojny", nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich za cykl reportaży z wojny domowej w Ruandzie, Polskiego Pulitzera w kategorii news - za cykl reportaży z Kosowa i strajku górników w Rumunii. Z okazji 50-lecia TVP otrzymał Krzyż Kawalerski. W 1999 roku Akademia Telewizyjna uznała Milewicza za "najwyżej cenionego dziennikarza", przyznając mu "Wiktora".

"Największą satysfakcją dla mnie jest fakt, że wiem, iż to co robię, naprawdę jest potrzebne, że dzięki pracy w miejscach, do  których dotrzeć trudno, przekazuję prawdę, której nikt przede mną nie ujawnił; najczęściej szalenie dramatyczną, bo przecież docieram do miejsc, gdzie toczą się wojny, a wokół mnóstwo bólu i  cierpienia. Z listów, telefonów i rozmów wiem, że widzowie czekają na te informacje i cenią je sobie. Ta świadomość jest dla mnie ważna" - powiedział wówczas Milewicz.

W grudniu 2000 r. otrzymał nagrodę Grand Press, przyznaną przez miesięcznik "Press", za najlepszy reportaż telewizyjny. W następnym roku ten sam miesięcznik uznał go za Dziennikarza Roku. Doceniono jego "profesjonalizm i promowanie światowych standardów dziennikarstwa oraz przestrzeganie etycznych zasad zawodu". Zapytany wtedy, dlaczego jeździ w niebezpieczne rejony odpowiedział: "Bo nikt inny nie chce jechać".

Kolejnym wyróżnieniem, tym razem przyznanym przez telewidzów, było zdobycie Telekamery 2002 w kategorii publicystyka.

Drugi z zabitych, algierski współpracownik TVP Mounyr Beouamrane, od 1993 roku był montażystą w Telewizyjnej Agencji Informacyjnej. Wyjazd do Iraku był jego pierwszym wyjazdem z ekipą telewizyjną w rejon konfliktu zbrojnego.

em, pap

Czytaj też: Po śmierć do Iraku