Nie taki miał być ten szczyt

Nie taki miał być ten szczyt

Dodano:   /  Zmieniono: 
Miały być proputinowskie fanfary i powrót energetycznego cara odnowiciela, był realizm w najbardziej chłodnym wydaniu.
Szczyt G-8 w Petersburgu nie poszedł po myśli Władimira Putina.
Pierwsza rzecz to protesty. Do Petersburga dojechała jednak garstka aktywistów, którym udało się zaprotestować. Tego w programie szczytu nie było. Wszystko widzieli dziennikarze, a dwaj niemieccy żurnaliści widzieli nawet za bardzo, więc najbliższe dziesięć dni spędzą w pace. Powód: załatwianie potrzeb fizjologicznych w miejscu publicznym.

Druga rzecz to WTO. Władimir Putin już witał się z gąską, trąbiąc o przyjęciu na łono organizacji, a tu w ostatniej chwili Amerykanie zmienili zdanie. I to dlaczego? Poszło o import wołowiny. Nowe energetyczne mocarstwo wywróciło się na krowie. Negocjacje z Rosją jeszcze potrwają, co zapewne ucieszy kilku polityków w Kijowie.

Trzecia rzecz to Liban. Otóż w ostatniej chwili na szczyt w Petersburgu wprosił się Iran, który zorganizował natenczas kidnaperską akcję Hezbollahu w północnym Izraelu. Każdy wiedział, że Izrael zareaguje stanowczo, wiadomo było, że będzie wojna. Zamiast więc rozmawiać o energetyce, koniku nowej Rosji, rozmawiano o sytuacji na Bliskim Wschodzie. W dodatku na koniec Angela Merkel powiedziała, że Niemcy - bądź, co bądź najbliższy sojusznik i partner w rurowych biznesach - będą dążyły do dywersyfikacji źródeł energii. Skoro więc Niemcy nie chcą się uzależniać od Rosji, to jak tu przekonać resztę Europy. Nie będzie podpisania karty energetycznej, ani otwarcia europejskich rynków dla Gazpromu.

Wiadomością dnia ostatniego dnia szczytu okazał się niechciany zapis rozmowy Busha z Blairem, w której to Bush z właściwą sobie gracją, za pomocą pięciu liter określa Hezbollah. I tak też może powiedzieć Władimir Putin o swoim szczycie.