Nie, nie mam pretensji do »Wprost«, że pisze prawdę” – to jedna z pierwszych reakcji Mateusza Kijowskiego na naszą publikację z zeszłego tygodnia. Przypomnijmy, że udało nam się ustalić dokładną wysokość długów alimentacyjnych lidera KOD. Wcale nie wynoszą 80 tys. zł, jak podawały do tej pory media, a w sumie ponad dwa razy tyle, bo ok. 220 tys. zł. Z nami Kijowski rozmawiać nie chciał. Ani dwa tygodnie temu, kiedy pisaliśmy o jego błyskotliwej karierze w PZU, ani tydzień temu, kiedy opisywaliśmy jego sprawę alimentacyjną. Chętnie za to rozmawiał z innymi. W ubiegły wtorek pojawił się u Konrada Piaseckiego w Radiu Zet. Dzień później udzielił wywiadu „Rzeczpospolitej”. Padały pytania o alimenty, a Kijowski wił się jak piskorz. Postanowiliśmy wypunktować wszystkie manipulacje lidera KOD w jego sprawie alimentacyjnej. Co mówi mediom, a jak jest naprawdę.
Kombinacja pierwsza: nie mam zarzutów
„Nikt nigdy nie postawił mi prawnego zarzutu, że uchylam się od płacenia alimentów”. To chyba ulubione zdanie Mateusza Kijowskiego w jego sprawie alimentacyjnej. Praktycznie za każdym razem, kiedy ktoś spyta go o płacenie na własne dzieci, broni się takim komentarzem. Prawda jest taka, że za niepłacenie alimentów można odpowiadać karnie, ale tylko wtedy, gdy ktoś umyślnie uchyla się od obowiązku alimentacyjnego. Wystarczy, że Kijowski przesyłałby na dzieci nawet 10 zł miesięcznie i już jest bezkarny. Dopiero gdyby nie płacił ani grosza, i to przez długi czas, można by postawić mu jakikolwiek zarzut.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.