Leski i jegotęskne piosenki
Leski, „Miłość. Strona B”, Warner
Chciałbym hciałbym wypaść życiu z rąk jak balon dziecku na wietrze” – śpiewa w otwierającym płytę nagraniu „Skąd ten wir”. Tęsknoty za dawnym przejawiają się nie tylko na poziomie słów. Materiał został wydany m.in. na kasecie magnetofonowej – a o odpowiednią, budzącą sentymenty produkcję zadbał jeden z najlepszych speców w Polsce – Marcin Bors. Dodatkowo Leski rozwinął się tekstowo oraz muzycznie. Od stosunkowo oczywistego sznytu, który zdominował poprzednią płytę, poszedł w stronę kojarzoną z Lechem Janerką czy Beckiem. To granie z jednej strony niebanalne, a z drugiej pozwalające wejść w świat dźwięków nawet wtedy, kiedy wspomnianych skojarzeń mieć nie można. „Miłość. Strona B” musi dobrze zabrzmieć na koncertach – ma charakterystyczną pulsację wymuszającą poruszanie kończynami. Leski, który uciekł z korporacji, by robić muzykę, doskonale wie, że o odbiorcę trzeba zadbać. MC
Wszystko nie tak, jak myślą inni
W ŻYCIU 32-LETNIEJ SZWEDKI WSZYSTKO ZMIENIŁO SIĘ W 2011 R., kiedy światową karierę przyniosło jej nagranie „I Follow Rivers”. Dokładniej – popularność zrobił taneczny remix, a oryginał z płyty cały czas zaskakuje surowością i wielu bywalców parkietów odrzuca. Wszyscy widzieli w Lykke Li autorkę tanecznych hitów, a ona kontynuuje misję bycia damskim Leonardem Cohenem XXI w. Melancholia, miłość, smutek, rozstanie, poszukiwania – wszystko podane przez kobietę, która ciągle zmagać się musi z wizerunkiem damy do tańca. Jeśli ktoś sięgnie po „So Sad, So Sexy” wątpliwości już mieć nie będzie. A przy okazji posłucha muzyki, która niby wpada w ucho, ale jest dość mocnym dołem oraz materiałem dla samotnych. Nie traktujecie tej płyty jako materiał na początek muzykoterapii. Nic nie jest takie, jak myślą inni – poza tym, że te dziesięć nagrań pokazuje wreszcie prawdziwą twarz Lykke Li. MC
Polska pianistyka wstaje z kolan
XIX-wiecznych polskich kompozytorów przyćmił Chopin. Zza jego geniuszu wyziera czasem postać Moniuszki, a co z innymi? Na przykład z Juliuszem Zarębskim (1854-1885), ulubionym uczniem Ferenca Liszta. Czasami możemy usłyszeć jego Kwintet fortepianowy – dzisiaj gra go Martha Argerich, kiedyś Władysław Szpilman.
Pochodzący z Wołynia kompozytor zmarł w młodym wieku na gruźlicę, ale pozostawił po sobie wiele ciekawych kompozycji. Odkopał i nagrał je Piotr Sałajczyk, wyszło z tego 30 utworów, czyli ponad 4 godziny muzyki. Przeważa muzyka użytkowa, czyli pisana z myślą o salonach, jednak nadal bardzo barwna, mająca wyraźny rys wirtuozowski (Zarębski był ponoć świetnym pianistą, występował nawet w Konstantynopolu). Najciekawiej zestarzały się tańce: nawiązujące do Chopina, ale jednocześnie przeczuwające fin de siècle mazurki i polonezy czy skoczna tarantella. Muzyka bardzo europejska!
Filip Lech
Piotr Sałajczyk, „Juliusz Zarębski. Complete Works in Opus Order”, DUX

Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Komentarze