Przypomnijmy: w maju Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił powództwo Kamila Durczoka przeciwko tygodnikowi „Wprost” w sprawie artykułów „Ukryta prawda” oraz „Nietykalny”. Ukazały się one w lutym 2015 r. Zarzuciliśmy w nich popularnemu dziennikarzowi mobbing oraz molestowanie seksualne. Proces trwał bardzo długo i cieszył się wielkim zainteresowaniem mediów.
Ponieważ zeznania świadków były niejawne, a sąd ogłaszał wyrok przy drzwiachzamkniętych, Kamil Durczok publicznie kłamał na temat przegranego z „Wprost” procesu. Na swoim profilu facebookowym oświadczył: „«Wprost» kłamie. Sąd w ani jednym miejscu nie orzekł, że ludzie zatrudnieni we «Wprost» napisali prawdę. Sąd oddalił moje powództwo. Domagałem się w nim, między innymi, przeprosin za obrzydliwe słowa, jakie miałem ponoć wygłosić do «znanej dziennikarki». Żeby było jasne – nikt, absolutnie nikt w procesie nie potwierdził, że takie słowa padły. Dlatego określiłem wyrok sądu I instancji jako zdumiewający”. Jak jest naprawdę? Sędzia Anna Tyrluk-Krajewska sporządziła właśnie pisemne uzasadnienie wyroku. Jest ono miażdżące dla Durczoka. Sąd nie miał wątpliwości, że Durczok dopuszczał się molestowania seksualnego, a dziennikarze „Wprost” dochowali rzetelności. Niestety, ze względu na ochronę ofiar nie możemy cytować zeznań świadków ani nawet ich opisywać. Nie możemy też publikować tych fragmentów uzasadnienia wyroku, które opisują te zeznania. Tymczasem opracowane na kilkudziesięciu stronach uzasadnienie to wyjątkowa lekcja tego, czym jest molestowanie seksualne, jak czuje się ofiara i dlaczego trudno jej mówić o swoim położeniu głośno. Na szczęście mamy prawo przytoczyć te fragmenty uzasadnienia wyroku, które opisują ustalony przez sąd stan faktyczny. O samym procesie, który toczył się przy drzwiach zamkniętych, możemy powiedzieć tylko tyle, że był wyjątkowo trudny. Świadkowie (w tym ofiary) z wielkim bólem opowiadały o niestosownych zachowaniach Durczoka. Wielu kolegów i koleżanek jeszcze przed sądem kryło swego dawnego szefa. Jednak w pewnym momencie tama milczenia została przerwana. Kolejne osoby ujawniały niewygodne fakty. Niektóre ofiary płakały, sygnalizowały, że nie są w stanie dalej zeznawać. Sędzia Tyrluk-Krajewska musiała ogłaszać przerwę.
Ofiar było więcej
Z uzasadnienia wyroku wynika, że do molestowania opisanego w pierwszym artykule „Wprost” doszło w warszawskim klubie Tango. Durczok pierwszy raz rozmawiał z dziennikarką. „Rozmawiający siedzieli blisko siebie, w zacisznym miejscu – Kamil Durczok mówił o swojej chorobie, że idzie na badania, że lekarz coś mu wykrył, odpiął koszulę, pokazywał na tors i powiedział, że jest coś nie tak. Wygłosił uwagę, mówiąc o koleżance, która akurat tańczyła, że chętnie by się wśliznął pomiędzy jej uda. Odchodząc, zapytał [rozmówczynię – red.], czy pojedzie do niego do domu, i oświadczył, że nie ma majtek pod jeansami (lub że nie nosi majtek pod jeansami). Według sądu dziennikarka poznała później trzy inne osoby, które miały podobne zaproszenia pochodzące od Kamila Durczoka, o czym dowiedziała się z rozmów z innymi pracownikami stacji TVN. Zaproszenia otrzymały podwładne powoda: dwie stażystki i jedna dziennikarka”. W uzasadnieniu wyroku sąd odniósł się też do wyniku prac komisji TVN powołanej do wyjaśnienia sprawy. „6 marca 2015 roku zakończyła pracę komisja powołana w TVN. Członkowie komisji przesłuchali 37 osób wezwanych przez komisję, w tym Kamila Durczoka i takich, którzy zgłosili się dobrowolnie. (…) Na zakończenie prac powstał raport końcowy przekazany kierownictwu stacji.
Według opinii komisji Kamil Durczok był winny popełnienia dwóch zarzucanych czynów molestowania seksualnego. Jeden czyn odbył się w formie wysyłania do pracującej z nim w redakcji kobiety serii SMS-ów, w tym zaproszeń na prywatne spotkania i zaproszeń do zaangażowania w romans. Drugi przypadek molestowania polegał na jednorazowym zaproszeniu koleżanki z pracy na prywatne spotkanie. Według komisji Kamil Durczok był winny popełnienia czterech zarzucanych czynów niestosownego zachowania wobec współpracowników, z których co najmniej jeden może stanowić mobbing. (…) Po sporządzeniu raportu przez komisję przedstawiciele spółki poinformowali, że w wyniku porozumienia spółka i Kamil Durczok zakończyli współpracę. Według komisji trzy osoby zostały narażone na niepożądane zachowanie”.
Szczególny charakter zjawiska
Sąd pochylił się też nad tym, dlaczego tak trudno było ofiarom i świadkom przerwać swoistą zmowę milczenia wokół skandalicznych zachowań Durczoka. „Relacje między ludźmi w przypadku molestowania seksualnego ograniczają się zazwyczaj wyłącznie do dwóch osób, z wyłączeniem osób trzecich. Dopóki osoba molestowana nie ujawni okoliczności relacji z osobą będącą sprawcą molestowania, nikt spośród rodziny, kolegów z pracy czy znajomych może się nie dowiedzieć o takim zachowaniu. (…) Z tego punktu widzenia brak świadków zdarzenia nie wyklucza zaistnienia zdarzenia, albowiem treść rozmowy o cechach molestowania seksualnego może nie wyjść poza dwóch uczestników zdarzenia. Należy zwrócić uwagę na szczególny charakter zjawiska, jakim jest molestowanie seksualne. Osoba, która molestuje, nie dzieli się informacjami z osobami trzecimi odnośnie swoich zachowań. Informacja może wobec tego pochodzić jedynie od osoby molestowanej, która bywa zażenowana sytuacją, zastraszona, upokorzona, a niejednokrotnie chce zapomnieć o zdarzeniach jej dotyczących. W każdym z tych przypadków jedynie określony, najczęściej wąski krąg osób, może być dopuszczony przez osobę molestowaną do informacji odnośnie zaistniałej sytuacji. Im molestowany ma delikatniejszą konstrukcję psychiczną i jest to dla niego trudniejsze, tym zapewne mniej osób jest jego powiernikami”. Sąd wykazał też manipulację Durczoka, który – na dowód swojej rzekomej niewinności – przedstawił wynik prywatnego badania na wykrywaczu kłamstw. „Zdaniem sądu walor poznawczy tej opinii jest znikomy. Pytania, które postawiono powodowi w trakcie testu, nie były identyczne ze stwierdzeniami, które padały w artykule, tak więc odbiór emocjonalny tych pytań i udzielone odpowiedzi odnoszą się jedynie ogólnie do sytuacji, co może uzasadniać zaprezentowane w opinii wnioski”.
Kto nie miał majtek
W publikacji „Wprost” napisaliśmy, że Durczok zwrócił się do dziennikarki ze słowami: „Nie masz majtek pod jeansami”. Tymczasem w trakcie procesu okazało się, że w rzeczywistości słowa te brzmiały: „Nie mam majtek pod jeansami”. Sprawa ta przed sądem była wielokrotnie wyciągana przez adwokatów jako dowód nieprawdziwości artykułu. Sąd, rzecz jasna, nie podzielił tej opinii. „Błędne zacytowanie przez Marcina Dzierżanowskiego zapisu, czyli «Nie masz majtek», a nie «Nie mam majtek» lub «Nie noszę majtek» jest nieistotne z punktu widzenia postrzegania zjawiska i sensu wypowiedzi. Bez względu na to, kto w relacji miałby być ubrany w określony sposób, sens słów ma jednoznaczny charakter” – uznała sędzia. „W ustaleniach faktycznych sąd przyjął, że powód wypowiedział zacytowane w publikacji zdania, co oznacza brak bezprawności czynu [tj. publikacji artykułu we „Wprost” – red.], a w konsekwencji brak przesłanek do zastosowania ochrony prawnej wobec powoda”.
Dziennikarze „Wprost” rzetelni
Sąd z uznaniem wypowiedział się też o śledztwie dziennikarskim przeprowadzonym w sprawie molestowania seksualnego przez dziennikarzy „Wprost”. Wykazało ono bowiem, że rozmowa Durczoka z dziennikarką miała rzeczywiście miejsce. Ponadto potwierdził się fakt „wysyłania przez Kamila Durczoka SMS-ów o seksualnym charakterze do innych kobiet, z propozycjami spotkań intymnych, a z drugiej strony stworzyło szersze wyobrażenie o zachowaniach powoda prezentowanych wobec kobiet, z którymi współpracował. Ustalenia dziennikarzy dawały im podstawy do uzasadnionego przekonania, że powód zachowywał się w opisany sposób. Tak więc publikując drugi artykuł na temat molestowania seksualnego, dziennikarze rzetelnie zgromadzili i przetworzyli zgromadzony materiał”. Sąd badał nie tylko ten konkretny przypadek molestowania opisany przez „Wprost”. Okazało się bowiem, że historia ujawniona w naszych artykułach nie była jedyna. „Wielość informacji, nawet w formie zasłyszanych informacji (plotek) potwierdzających zachowania powoda, uwiarygadnia wnioski płynące z publikacji. (…) Można paradoksalnie powiedzieć, że identyfikacji powoda dokonali internauci, co daje podstawy przypuszczać, że wiedza o zachowaniach powoda (…) była powszechna, przynajmniej w środowisku TVN.
Na marginesie, zdaniem sądu należy stwierdzić, że z punktu widzenia definicji molestowania zawartej w kodeksie pracy zachowanie powoda miało znamiona molestowania, wobec czego przytoczone wypowiedzi powoda wpisywały się w kontekst publikacji poświęconych temu problemowi. W ocenie sądu warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt zachowania rzetelności dziennikarskiej. Pozwani dziennikarze Michał Majewski i Marcin Dzierżanowski podjęli próbę rozmowy z powodem przed ukazaniem się drugiego artykułu. Powód, nie podejmując rozmowy, bez względu na okoliczności, w jakich się znajdował, pozbawił się możliwości przedstawienia swojej wersji wydarzeń i skomentowania zarzutów. Jako dziennikarz powinien zdawać sobie sprawę z ewentualnych konsekwencji takiej decyzji”. Tak więc uzasadnienie wyroku sądowego jest dla Durczoka miażdżące. Tym bardziej musi dziwić, że nadal nazywa on dziennikarzy „Wprost” kłamcami, a siebie określa mianem ofiary. Być może on sam nigdy, nawet przed sobą, nie przyzna się do niestosownych zachowań wobec kobiet. Warto jednak, by kulisy sprawy znała opinia publiczna. Tym bardziej że Durczok ciągle odgrywa rolę ostrego komentatora rzeczywistości publicznej i autorytetu moralnego. g
© Wszelkie prawa zastrzeżone

Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Komentarze