Zdrajcy, tchórze, zaparliście się wiary – tak głosił ręczny dopisek do zawieszonej na drzwiach naszego kościoła informacji, że z powodu epidemii mszy nie będzie. Autor dopisku nieznany, prawdopodobnie gorliwy chrześcijanin bolejący nad brakiem okazji do przekazania znaku pokoju. Dwa tygodnie temu, podczas pierwszej „zamkniętej niedzieli”, kiedy ze współbraćmi staliśmy jeszcze przed kościołem, chcąc osobiście wyjaśnić ludziom sytuację, pewna pani skomentowała, że przestraszyliśmy się szatana i Angeli Merkel.
Jest taki typ wierzącego, który dla uczestnictwa we mszy dopuściłby się rzeczy strasznych. Jeśli staniesz między nim a nabożeństwem, to game over i pewny zgon. Nie ma co tłumaczyć czy zasłaniać się argumentami, i tak kończysz jako zakamuflowana opcja niemiecka i skaza na heroicznym obrazie Kościoła.
Święta bez świątyni
Na szczęście są to tylko wyjątki. Nie trzeba jednak aż takiej religijnej namiętności, żeby obecną sytuację przyjmować z żalem i niepokojem – wystarczy być normalnym katolikiem, który w niedzielę chce pójść na mszę. Zamknięcie kościołów ma swój ciężar symboliczny i mocno wpisuje się w apokaliptyczną estetykę wyludnionych ostatnio miast.
Niestety była to decyzja konieczna i osobiście cieszę się, że moja wspólnota ma przełożonych, którzy nie bali się podjąć takich kroków. Nie we wszystkich kościołach zadziałano równie odpowiedzialnie, co w końcu wymusiło państwowe regulacje, ograniczające liczbę uczestników nabożeństw do pięciu osób. Dobrze, że takie przepisy się pojawiły, bo postawa niektórych ludzi Kościoła była chwilami nieco dziwaczna. Dalej odprawiali publiczne msze, gorąco przy tym zachęcając, by nikt się na nich nie pojawiał. Lekką hipokryzją zapachniało, gdy księża zaczęli żalić się na Facebooku, że ludzie zbiorowo przychodzą im na liturgię. No sorry, to przestańcie ich wpuszczać! – chciało się odpowiedzieć.
W Kościele to księża i biskupi są ciągle liderami swoich wspólnot. Trudne czasy i krytyczne sytuacje stanowią sprawdzian jakości przywództwa, wymagając od liderów odważnych i sprawnie podejmowanych decyzji. Zwykłe ABC zarządzania. Problemom należy wychodzić naprzeciw, a nie chować się przed nimi w nadziei, że może nie będzie aż tak źle. Rzeczywistość z nami nie negocjuje i nie przejmuje się naszymi mechanizmami wyparcia.
Papież Franciszek dość szybko zapowiedział, że rzymskie obchody Triduum Paschalnego i Wielkanocy odbędą się bez udziału wiernych. Wszystko wskazuje na to, że taki scenariusz czeka nas również w Polsce. Każdy chrześcijanin stanie przed duchowym wyzwaniem przeżycia najważniejszych w roku świąt bez udziału w liturgii. Jak się za to zabrać – sam nie bardzo wiem, nie ma gotowych recept na bezprecedensowe sytuacje. Wydaje się, że przez ten krótki okres zamkniętych kościołów trzeba po prostu przejść ze zrozumieniem i po chrześcijańsku.
Rozumna wiara
Ewangelia to w końcu miłość bliźniego – czyli także odpowiedzialność za jego życie i bezpieczeństwo. Ta odpowiedzialność wymaga, byśmy nie spotykali się w dużych grupach podczas nabożeństw, nawet jeśli uczestnictwo w nich jest dla nas czymś ważnym. Miłość bliźniego, jak każda inna, wymaga poświęcenia i rezygnacji – również z tego, z czego zrezygnować niełatwo. Pozostanie w domu może boleć lub irytować, ale paradoksalnie jest świadectwem rozumnie przeżywanej wiary. Bez praktycznej troski o siebie nawzajem nawet tysiąc mszy nie zrobi z nas chrześcijan.
Na pewno nie braknie też alternatywnych form dostępu do wydarzeń religijnych. Szósty bieg wrzuciły kato-internety, więc konferencji i transmisji online jest teraz tyle co kościołów w Krakowie. A skoro życie i tak coraz częściej przenosi się do wirtualu, liturgiczny streaming nie powinien być czymś kulturowo obcym. Ktoś powie, że taka msza nie jest do końca prawdziwa. Oczywiście że nie jest – tak samo jak wszystkie nasze społecznościowe awatary. Ale na ten czas wystarczy.
Dla wierzących odpornych na internet pozostaje czas na lekturę. Autorów duchowych rozpraw jest równie wielu, co czytelników o każdej możliwej wrażliwości. Z braku pomysłów można też sięgnąć po dość starą książkę, którą niby wszyscy katolicy znają, a w sumie niewielu czyta.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.