Wybory do parlamentu nie mają sensu. Bo naprawdę w sprawach najbliższych obywatelom nie rządzi ani parlament, ani wybierany przez niego rząd. Rządzą sędziowie. Co oznacza, że największy wpływ na nasze życie mają ci, których nie wybieramy, bo właściwie wybierają się sami. I sami się kontrolują.
Sędzia nie tylko może nas pozbawić wolności, zniszczyć dorobek życia (czasem wielu pokoleń), uniemożliwić wykonywanie zawodu czy zajmowanie się dziećmi. Może nakazać nam, co powinniśmy mówić w publicznej debacie (liczne kuriozalne wyroki w sprawach o zniesławienie). Może napiętnować nasze wybory moralne (żeby przywołać choćby wyrok w sprawie Alicji Tysiąc). Może nas zmusić do akceptowania nietolerowanych przez nas obyczajów (wyroki w sprawach gejów i lesbijek). Wreszcie, może wymusić na nas odstąpienie od wyznawanych wartości (orzeczenia w sprawach nieakceptowania zachowań uważanych przez nas za naganne czy zgoda na czyny łamiące sumienie). Taki stan rzeczy powinien budzić przerażenie, bo miękko wprowadza coś w rodzaju sądowego totalitaryzmu. Właściwie nie mamy już do czynienia z demokracją parlamentarną, lecz z oligarchią sądową. Bardzo mocno uświadomił to przebywający niedawno w Polsce Antonin Scalia, sędzia Sądu Najwyższego USA. Przerażające jest to, że sędziowie stali się taką potęgą właściwie prawem kaduka. Najlepszym tego przykładem jest Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Wystarczy, że państwo sygnatariusz Europejskiej Konwencji Praw Człowieka deleguje tam swego kandydata, by potem (co najmniej przez 6 lat) nie musiał się on liczyć z nikim i niczym. I miał ogromny wpływ na nasze życie.
Sir Ralph Dahrendorf, zmarły kilka miesięcy temu niemiecko-brytyjski socjolog i politolog, mówił o nastaniu epoki judykalizacji. Czyli czasów, gdy sędziowie przejmują funkcje superpolityków, zajmujących się nie tylko polityką, ale także moralnością. Mogą rozstrzygać, co jest politycznie „właściwe" i co jest moralne. Metodą prób i błędów, nie oglądając się na nic i nie mając większych do tego praw niż przeciętny obywatel. Co oznacza, że są uzurpatorami. I mało kto bije na alarm, bo zaraz dostaje obuchem w łeb, że podważa status trzeciej władzy i sędziowską niezawisłość. Jaką niezawisłość? Toż chodzi o sędziowskie sobiepaństwo, o absolutny prymat nad innymi władzami. To już lepiej, gdy o problemach moralnych decyduje władza wybieralna, bo przynajmniej wiadomo, że większość narzuca swoje prawa i normy i ma do tego legitymację w wyborach. Niepostrzeżenie sędziowie stali się nową klasą kapłańską. Nic dziwnego, że chcą, by ich jak kapłanów traktować. I nic dziwnego, że w sporze po wyroku w sprawie Alicji Tysiąc najgłośniej polemizowali z nimi inni kapłani, czyli katoliccy duchowni. Tyle że to nie sędziowie-kapłani są od rozstrzygania sporów moralnych (i politycznych). Bo czy sędzia porozumiewa się z Duchem Świętym czy jakimś boskim bytem prawniczym? A skąd. Może być tak samo grzeszny, głupi (sąd w Bydgoszczy szuka np. Sophie Bohm urodzonej w 1782 r.) czy omylny jak każdy z podsądnych. Dlatego nie może mieć tak wielkiej władzy. I jeszcze dlatego, że wielka władza wielce korumpuje. Niepostrzeżenie sędziowie stali się nową klasą kapłańską. Nic dziwnego, że chcą, by ich jak kapłanów traktować
Sir Ralph Dahrendorf, zmarły kilka miesięcy temu niemiecko-brytyjski socjolog i politolog, mówił o nastaniu epoki judykalizacji. Czyli czasów, gdy sędziowie przejmują funkcje superpolityków, zajmujących się nie tylko polityką, ale także moralnością. Mogą rozstrzygać, co jest politycznie „właściwe" i co jest moralne. Metodą prób i błędów, nie oglądając się na nic i nie mając większych do tego praw niż przeciętny obywatel. Co oznacza, że są uzurpatorami. I mało kto bije na alarm, bo zaraz dostaje obuchem w łeb, że podważa status trzeciej władzy i sędziowską niezawisłość. Jaką niezawisłość? Toż chodzi o sędziowskie sobiepaństwo, o absolutny prymat nad innymi władzami. To już lepiej, gdy o problemach moralnych decyduje władza wybieralna, bo przynajmniej wiadomo, że większość narzuca swoje prawa i normy i ma do tego legitymację w wyborach. Niepostrzeżenie sędziowie stali się nową klasą kapłańską. Nic dziwnego, że chcą, by ich jak kapłanów traktować. I nic dziwnego, że w sporze po wyroku w sprawie Alicji Tysiąc najgłośniej polemizowali z nimi inni kapłani, czyli katoliccy duchowni. Tyle że to nie sędziowie-kapłani są od rozstrzygania sporów moralnych (i politycznych). Bo czy sędzia porozumiewa się z Duchem Świętym czy jakimś boskim bytem prawniczym? A skąd. Może być tak samo grzeszny, głupi (sąd w Bydgoszczy szuka np. Sophie Bohm urodzonej w 1782 r.) czy omylny jak każdy z podsądnych. Dlatego nie może mieć tak wielkiej władzy. I jeszcze dlatego, że wielka władza wielce korumpuje. Niepostrzeżenie sędziowie stali się nową klasą kapłańską. Nic dziwnego, że chcą, by ich jak kapłanów traktować
Więcej możesz przeczytać w 40/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.