Rozmowa z Blakiem Chandlee, wiceszefem Facebook.com, największego portalu społecznościowego świata
Wprost: Czy serwisy społecznościowe, takie jak Facebook czy Twitter, to pierwszy krok w kierunku wirtualnego życia, w którym ludzie, jak w filmie „Surogaci", będą utrzymywać kontakt za pośrednictwem np. robotów?
Blade Chandlee: Nie. Nie wydaje mi się, by Facebook mógł kiedykolwiek zająć miejsce prawdziwych relacji międzyludzkich. To nigdy nie było intencją jego twórców. Jedynym, co chcieliśmy uzyskać, tworząc ten serwis, było danie ludziom nowych możliwości komunikowania się i pozostawania w kontakcie z sobą mimo różnych okoliczności. Nikomu nie próbujemy wyperswadować wspólnego wypadu na narty ze znajomymi czy wyjścia do pubu, oferując w zamian siedzenie przy komputerze. Chodzi nam wyłącznie o łatwość kontaktowania się. Mając bardzo zajęty grafik, jak chociażby ja teraz, czasami trudno wyjść z domu i pogadać ze znajomymi, a Facebook pozwala utrzymać ten kontakt. Jednak relacje międzyludzkie zmieniły się, od kiedy mamy takie możliwości komunikowania się jak Facebook, Twitter czy Skype. Ludzie to istoty społeczne. Przebywanie z sobą i wzajemna interakcja jest nam po prostu potrzebna. A to wszystko, o czym pani mówi, to tylko powolna ewolucja sposobów komunikowania się. Kiedyś były listy na papierze, później pojawiły się telefony stacjonarne, komórkowe, w końcu e-mail, komunikatory, a teraz do prowadzenia konwersacji służą nam platformy takie jak Facebook. W moim odczuciu to tylko kolejny etap ewolucji dający możliwość szybkiego rozpowszechnienia informacji i szybkiej komunikacji.
Skoro Facebook to tylko kolejny etap rozwoju cywilizacyjnego, to jaki będzie następny krok?
Serwisy społecznościowe mają dziś charakter edytorski, są czymś w rodzaju magazynu – wchodzisz, otwierasz, logujesz się, czytasz, oglądasz zdjęcia. Tak to działa. Facebook to kolejny etap ewolucji sposobów komunikowania się. Kiedyś były listy na papierze, potem telefony, w końcu e-maile i komunikatory Wydaje mi się, że w przyszłości będziemy mogli na portalach społecznościowych oglądać pliki wideo niemal każdego typu. Komunikowanie się będzie się przesuwało bardziej w kierunku rozmowy wideo czy nawet wideointerakcji, powodując, że relacje między użytkownikami staną się bardziej zbliżone do realnych. Wydaje mi się, że w przyszłości również Facebook będzie zmierzał w tym kierunku.
Czy twórcy Facebooka podjęli już jakieś działania, by osiągnąć ten cel?
Stworzyliśmy projekt Facebook Connect. Dzięki niemu, używając monitora, będziemy mogli uczestniczyć w tych samych wydarzeniach co nasi znajomi przebywający w zupełnie innym miejscu. Facebook to zdjęcia, wpisy, grupy czy strony połączone naszymi społecznymi powiązaniami i komentowane przez nas. I dziś próbujemy nie tylko samą zawartość, ale również naszą aktywność uczynić dostępną poza Facebookiem. Dzięki nowym rozwiązaniom użytkownicy oglądający strony internetowe poszczególnych gazet będą mogli się na nich zalogować, używając facebookowego hasła i loginu, i dzielić się między sobą opiniami na temat ich zawartości. Podobnie może być z zakupami i towarami wystawianymi w sklepach internetowych. Jeśli taki sklep współpracowałby z Facebook Connect, to w nim również po zalogowaniu się facebookowym hasłem i loginem będziemy mogli zapytać znajomych, co sądzą o konkretnych towarach. I mogę się pochwalić, że to już zaczyna działać – w ostatnim czasie ponad 70 tys. stron wdrożyło pewne elementy Facebook Connect.
Jak w takim razie odpowie pan na utyskiwania sceptyków twierdzących, że serwisy społecznościowe wkrótce przestaną przyciągać nowych użytkowników, a nawet że odchodzić będą starzy użytkownicy?
Każdy oczywiście ma prawo mieć swoje zdanie w tej kwestii. Uważam jednak, że nowatorskie rozwiązania będą wciąż przyciągały nowych użytkowników i zachęcały starych do pozostania przy nas. A zapewniam, że cały czas intensywnie pracujemy nad kolejnymi innowacjami. Alvin Toffler, który także ma konto na Facebooku, twierdzi, że relacje, które zawieramy przez serwisy społecznościowe, nie mają nic wspólnego z prawdziwymi relacjami międzyludzkimi.
Zgadza się pan z tą tezą?
Definicja prawdziwych relacji także podlega zmianom. Wszystko zależy od tego, jakie pokolenie reprezentujesz. Ja wyrosłem bez internetu, pani zapewne już nie. Mój syn ma dziewięć lat i z całą pewnością jest to już inne pokolenie niż pani i ja.
A nie boi się pan, że pana syn spotkania z przyjaciółmi twarzą w twarz zamieni na spotkania w wirtualnej rzeczywistości?
Nie. Moim zdaniem to kwestia zachowania wartości społecznych i jestem głęboko przekonany, że tu wszystko zależy od relacji rodzinnych i od rodziców. Oczywiście, dziś dzieci uczą się nowych technologii niemal od małego. Mój syn na przykład więcej czasu spędza przy playstation niż w internecie. Może także grać w te gry ze swoimi przyjaciółmi na Facebooku. Technologiapojmowana jako całość bez wątpienia zmienia społeczeństwa, i to niezależnie od tego, co o tych zmianach myślimy. Niesie też z sobą wiele pozytywów – 80 proc. swojego czasu spędzam w podróży i każdego wieczoru rozmawiam z synem za pośrednictwem Skype’a. To właśnie technologia dała nam taką możliwość.
Boi się pan o przyszłość firmy? Co będzie, jeżeli pojawią się nowe rewolucyjne idee i nowi inwestorzy, którzy wyprą was z rynku?
Spędzamy mnóstwo czasu, myśląc o naszych użytkownikach. Przyglądamy się aktualnym trendom – temu, jak zmieniają się one, technologia, jak ewoluuje sposób używania internetu. I jesteśmy bardzo konkurencyjni niemal dla każdego światowego rynku. Na polskim rynku z powodzeniem działa przecież Nasza Klasa, a mimo to w dalszym ciągu jest przestrzeń także dla Facebooka.
A nie boi się pan takich młodych chłopców, jak Mark Zuckerberg, twórca Facebooka, którzy pojawiają się znikąd i w szybkim tempie zbijają fortuny na internecie?
Żyjemy w swego rodzaju „kulturze hakerów". W Kalifornii inżynierowie zarabiają krocie i są to ludzie niemal wszystkich narodowości. Najbardziej wartościowi chcą dziś pracować dla dwóch firm – Facebooka i Google. Należą do tej samej kultury co Zuckerberg. A on cały czas pracuje z ponad trzystoma innymi inżynierami nad następnym etapem rozwoju Facebooka. Cały czas trzymają rękę na pulsie. Nie jesteśmy firmą, która spoczywa na laurach. Jednocześnie odpowiedź na pytanie: czy ktoś jeszcze ma szansę się przebić?, jest prosta i krótka – oczywiście! Rzecz w tym, jakie wartości wniesie dla swych odbiorców, bo od tego zależy, czy będzie w stanie utrzymać ich przy sobie.
Jak ocenia pan potencjalnych pracowników z Europy Wschodniej?
Spędziłem sporo czasu, podróżując po tym regionie, i muszę przyznać, że poziom wiedzy na temat nowych technologii, internetu, sytuacji na rynku jest tu prawdopodobnie lepszy niż gdziekolwiek indziej. A na pewno lepszy niż w Europie Zachodniej. Macie świeże spojrzenie, świetnie wykorzystujecie możliwości, jesteście bardzo kreatywni, naprawdę chcecie zmieniać świat. Moim zdaniem powinno to być powodem do kompleksów dla mieszkańców krajów zachodnich.
Blade Chandlee: Nie. Nie wydaje mi się, by Facebook mógł kiedykolwiek zająć miejsce prawdziwych relacji międzyludzkich. To nigdy nie było intencją jego twórców. Jedynym, co chcieliśmy uzyskać, tworząc ten serwis, było danie ludziom nowych możliwości komunikowania się i pozostawania w kontakcie z sobą mimo różnych okoliczności. Nikomu nie próbujemy wyperswadować wspólnego wypadu na narty ze znajomymi czy wyjścia do pubu, oferując w zamian siedzenie przy komputerze. Chodzi nam wyłącznie o łatwość kontaktowania się. Mając bardzo zajęty grafik, jak chociażby ja teraz, czasami trudno wyjść z domu i pogadać ze znajomymi, a Facebook pozwala utrzymać ten kontakt. Jednak relacje międzyludzkie zmieniły się, od kiedy mamy takie możliwości komunikowania się jak Facebook, Twitter czy Skype. Ludzie to istoty społeczne. Przebywanie z sobą i wzajemna interakcja jest nam po prostu potrzebna. A to wszystko, o czym pani mówi, to tylko powolna ewolucja sposobów komunikowania się. Kiedyś były listy na papierze, później pojawiły się telefony stacjonarne, komórkowe, w końcu e-mail, komunikatory, a teraz do prowadzenia konwersacji służą nam platformy takie jak Facebook. W moim odczuciu to tylko kolejny etap ewolucji dający możliwość szybkiego rozpowszechnienia informacji i szybkiej komunikacji.
Skoro Facebook to tylko kolejny etap rozwoju cywilizacyjnego, to jaki będzie następny krok?
Serwisy społecznościowe mają dziś charakter edytorski, są czymś w rodzaju magazynu – wchodzisz, otwierasz, logujesz się, czytasz, oglądasz zdjęcia. Tak to działa. Facebook to kolejny etap ewolucji sposobów komunikowania się. Kiedyś były listy na papierze, potem telefony, w końcu e-maile i komunikatory Wydaje mi się, że w przyszłości będziemy mogli na portalach społecznościowych oglądać pliki wideo niemal każdego typu. Komunikowanie się będzie się przesuwało bardziej w kierunku rozmowy wideo czy nawet wideointerakcji, powodując, że relacje między użytkownikami staną się bardziej zbliżone do realnych. Wydaje mi się, że w przyszłości również Facebook będzie zmierzał w tym kierunku.
Czy twórcy Facebooka podjęli już jakieś działania, by osiągnąć ten cel?
Stworzyliśmy projekt Facebook Connect. Dzięki niemu, używając monitora, będziemy mogli uczestniczyć w tych samych wydarzeniach co nasi znajomi przebywający w zupełnie innym miejscu. Facebook to zdjęcia, wpisy, grupy czy strony połączone naszymi społecznymi powiązaniami i komentowane przez nas. I dziś próbujemy nie tylko samą zawartość, ale również naszą aktywność uczynić dostępną poza Facebookiem. Dzięki nowym rozwiązaniom użytkownicy oglądający strony internetowe poszczególnych gazet będą mogli się na nich zalogować, używając facebookowego hasła i loginu, i dzielić się między sobą opiniami na temat ich zawartości. Podobnie może być z zakupami i towarami wystawianymi w sklepach internetowych. Jeśli taki sklep współpracowałby z Facebook Connect, to w nim również po zalogowaniu się facebookowym hasłem i loginem będziemy mogli zapytać znajomych, co sądzą o konkretnych towarach. I mogę się pochwalić, że to już zaczyna działać – w ostatnim czasie ponad 70 tys. stron wdrożyło pewne elementy Facebook Connect.
Jak w takim razie odpowie pan na utyskiwania sceptyków twierdzących, że serwisy społecznościowe wkrótce przestaną przyciągać nowych użytkowników, a nawet że odchodzić będą starzy użytkownicy?
Każdy oczywiście ma prawo mieć swoje zdanie w tej kwestii. Uważam jednak, że nowatorskie rozwiązania będą wciąż przyciągały nowych użytkowników i zachęcały starych do pozostania przy nas. A zapewniam, że cały czas intensywnie pracujemy nad kolejnymi innowacjami. Alvin Toffler, który także ma konto na Facebooku, twierdzi, że relacje, które zawieramy przez serwisy społecznościowe, nie mają nic wspólnego z prawdziwymi relacjami międzyludzkimi.
Zgadza się pan z tą tezą?
Definicja prawdziwych relacji także podlega zmianom. Wszystko zależy od tego, jakie pokolenie reprezentujesz. Ja wyrosłem bez internetu, pani zapewne już nie. Mój syn ma dziewięć lat i z całą pewnością jest to już inne pokolenie niż pani i ja.
A nie boi się pan, że pana syn spotkania z przyjaciółmi twarzą w twarz zamieni na spotkania w wirtualnej rzeczywistości?
Nie. Moim zdaniem to kwestia zachowania wartości społecznych i jestem głęboko przekonany, że tu wszystko zależy od relacji rodzinnych i od rodziców. Oczywiście, dziś dzieci uczą się nowych technologii niemal od małego. Mój syn na przykład więcej czasu spędza przy playstation niż w internecie. Może także grać w te gry ze swoimi przyjaciółmi na Facebooku. Technologiapojmowana jako całość bez wątpienia zmienia społeczeństwa, i to niezależnie od tego, co o tych zmianach myślimy. Niesie też z sobą wiele pozytywów – 80 proc. swojego czasu spędzam w podróży i każdego wieczoru rozmawiam z synem za pośrednictwem Skype’a. To właśnie technologia dała nam taką możliwość.
Boi się pan o przyszłość firmy? Co będzie, jeżeli pojawią się nowe rewolucyjne idee i nowi inwestorzy, którzy wyprą was z rynku?
Spędzamy mnóstwo czasu, myśląc o naszych użytkownikach. Przyglądamy się aktualnym trendom – temu, jak zmieniają się one, technologia, jak ewoluuje sposób używania internetu. I jesteśmy bardzo konkurencyjni niemal dla każdego światowego rynku. Na polskim rynku z powodzeniem działa przecież Nasza Klasa, a mimo to w dalszym ciągu jest przestrzeń także dla Facebooka.
A nie boi się pan takich młodych chłopców, jak Mark Zuckerberg, twórca Facebooka, którzy pojawiają się znikąd i w szybkim tempie zbijają fortuny na internecie?
Żyjemy w swego rodzaju „kulturze hakerów". W Kalifornii inżynierowie zarabiają krocie i są to ludzie niemal wszystkich narodowości. Najbardziej wartościowi chcą dziś pracować dla dwóch firm – Facebooka i Google. Należą do tej samej kultury co Zuckerberg. A on cały czas pracuje z ponad trzystoma innymi inżynierami nad następnym etapem rozwoju Facebooka. Cały czas trzymają rękę na pulsie. Nie jesteśmy firmą, która spoczywa na laurach. Jednocześnie odpowiedź na pytanie: czy ktoś jeszcze ma szansę się przebić?, jest prosta i krótka – oczywiście! Rzecz w tym, jakie wartości wniesie dla swych odbiorców, bo od tego zależy, czy będzie w stanie utrzymać ich przy sobie.
Jak ocenia pan potencjalnych pracowników z Europy Wschodniej?
Spędziłem sporo czasu, podróżując po tym regionie, i muszę przyznać, że poziom wiedzy na temat nowych technologii, internetu, sytuacji na rynku jest tu prawdopodobnie lepszy niż gdziekolwiek indziej. A na pewno lepszy niż w Europie Zachodniej. Macie świeże spojrzenie, świetnie wykorzystujecie możliwości, jesteście bardzo kreatywni, naprawdę chcecie zmieniać świat. Moim zdaniem powinno to być powodem do kompleksów dla mieszkańców krajów zachodnich.
Fot. A. Jagielak
Więcej możesz przeczytać w 4/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.