Pomocy!

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zdaje się, że chwila, w której w polskim parlamencie ktoś komuś da po pysku, jest już tylko kwestią czasu. Nawet chłodne i rzeczowe analizowanie źródeł tej spirali nienawiści staje się zajęciem jałowym intelektualnie. Agresja zagościła u nas na dobre. I nikt nie ma pomysłu, jak ją popędzić. Za to na kopy znaleźć można tych, którzy sami rąbiąc na oślep cepem pogardy, jednocześnie rozdzierają szaty nad upadkiem obyczajów.
Tydzień temu przed Sejmem mieliśmy retrospektywny przegląd twórczości i dorobku rozmaitych ugrupowań z ostatnich 20 lat. „Solidarność" brawurową lepperiadą przypomniała, czym w zestawie chwytów politycznych jest blokada. Brakowało tylko gnojówki wylewanej posłom pod nogi, żeby było tak barwnie i tak radykalnie jak za najlepszych czasów Samoobrony. Zamknięcie posłów w Sejmie było także sięgnięciem po sprawdzone wzory innych central związkowych. To one miały w repertuarze zamurowywanie w gabinetach prezesów tej czy innej firmy. Godnym przeciwnikiem chłopaków z blokady okazał się Stefan Niesiołowski. Niczym amerykański gliniarz sprawnie chwycił obiektyw kamery i jeszcze sprawniej ściągnął go do parteru – co jak na kogoś, kto walczył przed laty o wolność słowa, jest dowodem nieodwracalnych zmian, jakie czyni w ludziach polityka. Jeśli do tego dodać posła Suskiego, który czując życiową szansę na odcięcie się od pochodzącego z PiS kolegi o tym samym nazwisku, niczym Wałęsa próbował przeskoczyć płot – mamy komplecik sytuujący to wszystko bliżej kabaretonu niż poważnej polityki.

Byłoby śmiesznie, gdyby nie było strasznie. Bezradna policja ewidentnie sparaliżowana strachem, bezprawie w centrum stolicy, posłowie demolujący resztki swojej legendy – to wszystko składa się na obraz postępującego schamienia i skarlenia życia publicznego. A kiedy zamyka się etap zajść ulicznych, zaczyna się inny festiwal – obrzydliwego i cynicznego wykorzystywania tego wszystkiego do bitwy o głosy. Wyborcze. Na Niesiołowskiego poleciały gromy. I słusznie, bo nie ma czego w zachowaniu posła Platformy bronić. Gorzej, że atak poszedł ze strony tych, którzy nienawiścią, insynuacją, oskarżeniem i podejrzeniem posługują się na co dzień. „Skandal, prowokacja, bezczelne kłamstwo, układ, potwarz, niebywałe chamstwo" – to tylko próbka słownika, którym PiS sprawnie i bez zahamowań okłada przeciwników.

Jakakolwiek krytyczna uwaga o rządach Lecha Kaczyńskiego wywołuje wściekłą reakcję o obrażaniu i niszczeniu dorobku śp. prezydenta. Na normalną ocenę prezydentury szans już nie ma. Albo mówimy, że była najlepsza w pokomunistycznej Polsce, albo zostajemy wpisani na czarną listę. Jeśli my krytykujemy, to jest OK. Jeśli nas krytykują, to wszystkie ręce na pokład i wojna. W obronie pani Stankiewicz natychmiast wystąpiło spore grono publicystów. Niezależnych oczywiście, bo jak wiadomo, prawicowi publicyści są niezależni, a reszta to zależni od wszystkiego propagandziści rodem z „Dziennika Telewizyjnego". Jakoś nie było podobnego oburzenia w szeregach Niezależnych.pl, kiedy PiS żądał odsunięcia od relacjonowania kampanii wyborczej dziennikarza „Faktów".

Czyli w języku powszechnie zrozumiałym wywalenia faceta z roboty. Bo niby czym innym miałby się zajmować reporter polityczny? Skupem kartofli? Ale to oczywiście nie była obrzydliwa próba nacisku, to musiało być tylko niefortunne sformułowanie. W przypadku zajść przed Sejmem i chamskiej zagrywki Niesiołowskiego niepodpisanie listu w obronie redaktor Stankiewicz w oczach niektórych urosło do rozmiarów zbrodni ludobójstwa. Jeśli się do tego dołoży to, co wybrańcy narodu (niezależnie od barw politycznych) wygadywali wcześniej z mównicy sejmowej, to jakoś trudno nie skonstatować, że polska polityka i to, co wokół, wymaga pilnej pomocy specjalisty.

Więcej możesz przeczytać w 21/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.