Więzień ambasady

Dodano:   /  Zmieniono: 
Założyciel WikiLeaks Julian Assange dostał w Ekwadorze azyl polityczny. Teoretycznie, bo na razie siedzi uwięziony w londyńskiej ambasadzie Ekwadoru. Jak skończy się ta historia?
Rankiem 19 czerwca dotarł na Knightsbridge, do ekskluzywnego centrum Londynu, wykupionego już w znacznej części przez rosyjskich miliarderów. Znając jego upodobania zawodowe, po drodze wykrzyczał coś bardzo tajnego w pobliskim Hyde Parku i zapukał do ambasady Ekwadoru. Raczej nie byli przygotowani na Juliana Assange’a – dostał niewielki pokój i materac do nadmuchania. Gdy już się rozpakował, poszedł do ambasador Any Alban i poprosił o azyl polityczny.

Otrzymał go 16 sierpnia. W międzyczasie wymieniono mu materac na porządne łóżko, a pani ambasador oddelegowała podwładnego, aby ten biegał do pobliskich restauracji po obiady dla azylanta – to w ramach odskoczni od ambasadorskiej stołówki.

Wszystko poszło zgodnie z jego planem. Gdy przegrał ostatnie odwołanie od decyzji o ekstradycji do Szwecji, Assange złamał zasady zwolnienia z aresztu i zjawił się w ambasadzie Ekwadoru. Założył – trafnie, jak się właśnie okazało – że ekwadorski prezydent Rafael Correa nie żartował, gdy po udzielonym mu wywiadzie zaprosił go do swojego kraju. Jedyny słaby punkt w planie Assange’a polega na tym, że choć dziś ma już ten azyl i znajduje się na terytorium Ekwadoru (ambasada jest eksterytorialna), to jemu chodziło jednak o ten właściwy Ekwador – w Ameryce Południowej.

A wyjechać tam będzie trudno, bo szef brytyjskiego MSZ William Hague już ogłosił, że jeśli tylko Assange przekroczy próg ambasady, zostanie natychmiast aresztowany. Brzmi to jak początek dobrej powieści szpiegowskiej. A co będzie dalej?
Więcej możesz przeczytać w 34/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.