Kobieta ma głos

Dodano:   /  Zmieniono: 
Natasha Khan, cudowne dziecko indie popu, wydała trzecią płytę – najlepszą – sygnowaną nazwą Bat for Lashes.
Jest lato 2007 r., na scenę festiwalu Glastonbury wychodzi długowłosa dziewczyna o delikatnej, egzotycznej urodzie. Akompaniuje sobie na fortepianie, towarzyszy jej niewielki zespół. Muzyka, którą proponuje Bat for Lashes, bo takie miano w życiu scenicznym przyjmuje Natasha Khan, to mieszanka ballad, pierwotnych rytmów, sugestywnych brzmień instrumentów klawiszowych. Na publiczności robi piorunujące wrażenie. Podobnie jak jej debiutancki album „Fur and Gold”, który zostaje nominowany do Mercury Prize, brytyjskiego odpowiednika Grammy Awards.

Dwa lata później Angielka wydaje „Two Suns”. Sypią się porównania do Stevie Nicks, Björk i Kate Bush. Krytycy padają na kolana. Nadchodzi jednak kryzys. „Koniec z muzyką” – ogłasza Khan. Wykończona długą trasą, problemami w życiu osobistym, nie potrafi nic napisać. Zamyka się w domu w Brighton. W swoim życiu chce zmienić dokładnie wszystko. Robi kurs ilustrowania książek dla dzieci, reżyseruje kilka krótkich filmów, mnóstwo czyta, opiekuje się ogrodem. Z tego chaosu rodzi się jednak muzyka. Wydany właśnie album „The Haunted Man” to najlepsza płyta Natashy. „Wykrwawiłam się dla niej” – mówi w wywiadach. Jest świadectwem przemiany Angielki. Nie ma tu nic z kolorowego blichtru awangardy „Two Suns” ani pierwotnej tajemnicy „Fur and Gold”. Natasha uderza na serio i przede wszystkim w siebie. „Był kiedyś ktoś, kogo znałam, serce z przeszłości, którego nie potrafię zapomnieć. Pozwoliłam mu zabrać całe moje złoto, a on mnie zranił, i teraz, dla ciebie, nic z tego złota nie zostało” – śpiewa. Galopadę synthpopowych pasaży przełamuje melancholijną melodią. A podbite gitarami „Lillies” przechodzi w triumfalny pochód syntezatorowych fanfar, zakończonych refrenem: „Dzięki Bogu, ja żyję!”.

Zaskakuje także okładka albumu. Naga Natasha trzyma na ramionach mężczyznę. – Oglądałam stare fotografie Patti Smith i PJ Harvey – opowiada. – Tych surowych, pięknych kobiet, które wszystko miały gdzieś. Albo Fridy Kahlo z jej wspaniałymi brwiami i wąsem, i pomyślałam sobie, że tego nam właśnie dziś brakuje – prawdziwych ciał, prawdziwych ludzi. Możliwe, że to zdjęcie wywoła sensację, ale ciekawsza od niego jest sama płyta. Dzięki niej Bat for Lashes ma szansę wejść do panteonu gigantek rocka takich jak PJ Harvey na własnych nogach, a nie na plecach Kate Bush.
Więcej możesz przeczytać w 44/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.